W zeszłym roku w jednym z magazynów wnętrzarskich natrafiłam na artykuł o króliczkach i pomyślałam, że w sumie zwierzęta to też bardzo ważna część domu i wnętrza. Ponieważ króliki nie są tak popularne jak psy czy koty może kogoś zainteresować post o nich, w końcu mam jednego nieznośnego gryzonia w domu :)
Historia Saszy jest dość nietypowa. Gdy byłam na ostatnim roku studiów, doszłam do wniosku, że przez pisanie pracy magisterskiej będę zdecydowanie więcej czasu spędzać w domu, więc mogę mieć zwierzątko. Nawet przez chwilę nie zastanawiałam się jakie. Wybór był oczywisty - królik! Fascynacja królikami wiązała się oczywiście z zamiłowaniem do bajki Wilk i Zając (haha, tak, wiem, nie jestem normalna;). Zaczęłam więc szperać i czytać o tych zabawnych uszakach żeby być pewna, że podołam nowemu obowiązkowi. Wtedy trafiłam na ciekawą stronę o nazwie Stowarzyszenie Pomocy Królikom.
Jaka sama nazwa wskazuje jest to inicjatywa społeczna mająca na celu pomoc królikom i ludziom w zrozumieniu potrzeb i wychowaniu tych zwierząt. Jednym z ich najważniejszych działań jest jednak adopcja króliczków - www.adopcje.kroliki.net i jak się pewnie domyślacie, stąd trafiła do nas właśnie Sasza :)))) No może nie tak od razu, bo najpierw byliśmy dla niej domem tymczasowym (tak też można pomóc), ale kiedy znalazł się chętny na jej adopcję, powiedziałam NIE ODDAM! :D
Dlaczego nazwaliśmy ją Sasza, dowiecie się już wkrótce ze świątecznego numeru Moje Mieszkanie, gdzie będzie nasze mieszkanko, w tym wzmianka o niej ;)
Długo zastanawiałam się, od czego by tu zacząć, ale chyba od tego, że króliki nie wiedzieć czemu, uchodzą za zwierzątka do pieszczenia i przytulana. Większość królików nie lubi być brana na ręce i przytulana. Taka jest np. Sasza. Chociaż mojej siostrze to nie przeszkadza i kiedy wpada do nas wyjeść coś z lodówki w przerwie na zajęciach, zawsze ją sobie bierze na kolana czy ramie :P Ale tak jak my przyzwyczailiśmy się do pustej lodówki po wyjściu Zu, tak chyba Sasza do brania przez nią na ręce ;) W każdym razie my z Szarlatanem nie bierzemy jej na ręce. Jak ma ochotę, to sama przychodzi na pieszczoty, a komunikuje to trącając nas noskiem lub wchodząc na nas jak sobie siedzimy.
Ja również widziałam nieraz w przychodni Panie, które przytulały królika jak małe dziecko na wszystkie możliwe sposoby, ale każdy królik jest inny i niekoniecznie Wasz również będzie to lubił. Po moich pięcioletnich ( tego też wiele osób nie wie - króliki żyją nawet i 13 lat!) obserwacjach mogę powiedzieć, że króliki są charakterne (Sasza potrafi tak głośno tupać jak się zezłości, że niemowle by się obudziło). Potrafię być słodkie, a za chwilę wredne. Są raczej towarzyszami, niż pupilami na zawołanie. Króliki uczą cierpliwości i dostarczają dużo radości, bo są PRZEŚMIESZNE! Prawie codzień mamy z Szarlatanem niezły ubaw z zachowania i masek jakie strzela Sasza :D Dużo więcej o tym, jakie króliki są na serio, przeczytacie tu i tu, nie będę się powtarzać. A jeśli nadal nie jesteście pewni, czy królik jest odpowiednim zwierzęciem dla Was, zawsze możecie to sprawdzić oferując jakiemuś Tymczasowy Dom.
Kolejna sprawa, nie wiem czy nawet nie ważniejsza, to kupowanie słodkich króliczków w sklepach! Oczywiście nikogo nie obwiniam jeśli takiego ma, bo sama przed podjęciem decyzji o adopcji w oczach miałam gwiazdki na ich widok i codziennie wylizywałam szyby najbliższego zoologicznego (Szarlatan potwierdzi;). Jeśli jednak ktoś z Was planuje sprawić sobie króliczka stanowczo odradzam kupowania go w tego typu sklepach! W skrócie, zwierzątka tam sprzedawane to za wcześnie odebrane od cyca Mamy maleństwa, które właśnie swoimi niewielkimi gabarytami mają przyciągać klientów :( Potem jednak okazuje się, że mają niewykształcone prawidłowo narządy, są chorowite i prawdopodobnie będziecie biegać z nimi non toper do weterynarza (znacznie obszerniej opisała, to Uszata). A co Wam po tym maleństwie? Ono i tak za chwilę urośnie i raczej na pewno nie będzie miniaturką jak to obiecują. Polecam więc przygarnąć jednego ze Stowarzyszenia. My tak zrobiliśmy i nie żałujemy. Sasza jest naszym kochanym dzikusem ;D
Co do sprzętu niezbędnemu królikowi, to oczywiście jest to klatka. Na początku była zrobiona przez Szarlatana i jego Tatę, ale Sasza szybko poradziła sobie z ich robotą i jeszcze pierwszej nocy obudziliśmy się z nią na głowie. Gdy my w najlepsze sobie spaliśmy, ona podjadała ze smakiem nasze włosy haha :D
Potem była klasyczna sklepowa. Służyła nam długo, do czasu przeprowadzki na swoje. Wtedy zdecydowałam, że nie ma w mieszkaniu miejsca na to szkaradztwo, bo co ja nad nim zrobię? Półki na środku pokoju? Postawić klatkę na jakimś regale też nie bardzo. Kredens dać na środek, a Saszę bliżej okna? Słabo, króliki nie mogą mieszkać przy kaloryferze, zresztą to cały czas strata 1,3 ściany.
Jak to ja, szukałam, szperałam aż znalazłam - metalowe klatki dla królików hodowlanych. Napisałam do Pana, który je wykonywał. Zapytałam czy własny projekt wchodzi w grę. "Tak, wchodzi" - dostałam odpowiedź, i miesiąc później cieszyłam się z Saszą jej nowym domkiem. W sumie to nawet nie zastanawiałam się czy jej się spodoba, czy będzie chciała się do niego przeprowadzić, ale znając jej skoczne możliwości czułam, że nie będzie miała z wejściem problemu, a trochę wysiłku jej nie zaszkodzi ;)
Nie myliłam się, a wręcz wydaje mi się, że lubi tę swoją szafkę bardziej niż poprzednie lokum. Po czym wnoszę? A po tym, że godzinami potrafi w niej siedzieć, w klatce to się nie zdarzało. Wyglądanie jak "Panienka z okienka" też należy do jej ulubionych zwyczajów. Jednak, co najważniejsze, pręty klatki szarpała i obgryzała jak opętana nie dając nam spać lub pracować, gdy trzeba było ją nieraz zamknąć na jakiś czas (normalnie biega cały dzień wolno, zamykamy ją tylko na noc i gdy wychodzimy z domu). W szafce nie ma tego problemu. Mam wrażenie, że przez to, że jest wyżej czuje się trochę tak jakby była bliżej nas - kiedy jemy przy stole, siedzimy na sofie, czy przy biurku. Lepiej też widzi, co się dzieje w mieszkaniu, a dokładnie, to co Szarlatan szykuje w kuchni i chyba to jej sprawia największą radochę ;)))
Reszta niezbędników królika, to już standard. Kuweta, jakieś zabawki i rolki po toaletowym. Miseczka na zielone i na wodę lub dozownik. U nas okazał się jednak zbędny odkąd je tylko warzywa i owoce zamiast granulatu. Tak, tak, pytałam weta, kiedy przestraszona zauważyłam, że Sasza nic nie pije (oprócz zielonej herbaty z mojego kubka :P). Powiedział, że "Widocznie czerpie wodę z roślin". A my dzięki niej zawsze mamy warzywa i owoce w lodówce ;)
Sasza ma jeszcze jedną kuwetę, oprócz tej małej w klatce, znacznie większą, stoi w kącie mieszkania. Taka jej damska toaletka. Lubi się w niej myć, czytać i podgryzać nasze stare gazety (tam wrzucamy, bowiem większość makulatury, taki domowy recycling :) lub po prostu poleżeć. Na początku naszej znajomości służyła mi do nauczenia jej robienia do kuwety. Tak, króliki mogą załatwiać się elegancko do kuwety :)
Jak udało mi się nauczyć Saszę tego cudownego nawyku? Oczywiście najpierw przestudiowałam całą stronę stowarzyszenia i uszatą, a potem działałam zgodnie z ich podpowiedziami. Ale wyglądało to mniej więcej tak: Pierwszego dnia Saszy w domu poczekałam aż załatwi się tam gdzie ma na to ochotę ( mam na myśli klatkę). Kiedy to uczyniła posprzątałam i w tym miejscu postawiłam kuwetę. Sasza szybko zrozumiała, że jest to miejsce do załatwiania swoich potrzeb. Zresztą była to też zaleta SPK, które uczy tego zwyczaju przy okazji tymczasowych domów lub małe króliczki podglądają inne, jak korzystają z kuwety. To jednak nie koniec historii. Sasza roznosiła wszędzie bobki. Jak gupia biegałam za nią ze zmiotką tłumacząc jej, że tak nie wolno. Chyba zrozumiała ;P Zdarzyło się, że narobiła mi jeszcze kilka razy na łóżko, tam też wtedy stawiałam dużą kuwetę i po jakimś czasie odstawiałam ją w inne miejsce. Również zrozumiała o co biega ;)
Znalazłam nawet kilka fotek jeszcze z czasów Domowe Zaplecze Inspiracji (ktoś jeszcze pamięta mój pierwszy blog? :), kiedy to pierwszy raz pisałam o Saszy.
Ogólnie jak widać, początki z Saszą nie były łatwe, trzeba było się przyzwyczaić do małego niszczyciela w domu. Sasza pochłaniała praktycznie wszystko, co stanęło na jej drodze - meble, kable, książki, poduszki, misie itd. W moim przypadku pomogło klaskanie i spryskiwacz z wodą w reakcji na każdy jej wybryk plus stanowcze użycie imienia. Nie, to żeby w ogóle wyzbyła się tego podgryzania, ale zdarza się to znacznie rzadziej. Trzeba po prostu pamiętać żeby dostarczać jej co nowych wyzwań w postaci kartonów i pudełek.
Ciekawym tematem jest też królicza mowa. Ale najlepiej poczytać o tym tutaj, albo obejrzeć na krótkim filmiku, który nagrałyśmy dla Was z Saszą jednego wieczoru. Nagranie nie jest mistrzostwem świata (nie wiedziałam, że aparatem tak słabo to wygląda, a nic innego nie mam do filmowania), ale mimo to chce Wam pokazać jak zachowuje się szczęśliwy królik ;D
Dlaczego nazwaliśmy ją Sasza, dowiecie się już wkrótce ze świątecznego numeru Moje Mieszkanie, gdzie będzie nasze mieszkanko, w tym wzmianka o niej ;)
Długo zastanawiałam się, od czego by tu zacząć, ale chyba od tego, że króliki nie wiedzieć czemu, uchodzą za zwierzątka do pieszczenia i przytulana. Większość królików nie lubi być brana na ręce i przytulana. Taka jest np. Sasza. Chociaż mojej siostrze to nie przeszkadza i kiedy wpada do nas wyjeść coś z lodówki w przerwie na zajęciach, zawsze ją sobie bierze na kolana czy ramie :P Ale tak jak my przyzwyczailiśmy się do pustej lodówki po wyjściu Zu, tak chyba Sasza do brania przez nią na ręce ;) W każdym razie my z Szarlatanem nie bierzemy jej na ręce. Jak ma ochotę, to sama przychodzi na pieszczoty, a komunikuje to trącając nas noskiem lub wchodząc na nas jak sobie siedzimy.
Ja również widziałam nieraz w przychodni Panie, które przytulały królika jak małe dziecko na wszystkie możliwe sposoby, ale każdy królik jest inny i niekoniecznie Wasz również będzie to lubił. Po moich pięcioletnich ( tego też wiele osób nie wie - króliki żyją nawet i 13 lat!) obserwacjach mogę powiedzieć, że króliki są charakterne (Sasza potrafi tak głośno tupać jak się zezłości, że niemowle by się obudziło). Potrafię być słodkie, a za chwilę wredne. Są raczej towarzyszami, niż pupilami na zawołanie. Króliki uczą cierpliwości i dostarczają dużo radości, bo są PRZEŚMIESZNE! Prawie codzień mamy z Szarlatanem niezły ubaw z zachowania i masek jakie strzela Sasza :D Dużo więcej o tym, jakie króliki są na serio, przeczytacie tu i tu, nie będę się powtarzać. A jeśli nadal nie jesteście pewni, czy królik jest odpowiednim zwierzęciem dla Was, zawsze możecie to sprawdzić oferując jakiemuś Tymczasowy Dom.
Kolejna sprawa, nie wiem czy nawet nie ważniejsza, to kupowanie słodkich króliczków w sklepach! Oczywiście nikogo nie obwiniam jeśli takiego ma, bo sama przed podjęciem decyzji o adopcji w oczach miałam gwiazdki na ich widok i codziennie wylizywałam szyby najbliższego zoologicznego (Szarlatan potwierdzi;). Jeśli jednak ktoś z Was planuje sprawić sobie króliczka stanowczo odradzam kupowania go w tego typu sklepach! W skrócie, zwierzątka tam sprzedawane to za wcześnie odebrane od cyca Mamy maleństwa, które właśnie swoimi niewielkimi gabarytami mają przyciągać klientów :( Potem jednak okazuje się, że mają niewykształcone prawidłowo narządy, są chorowite i prawdopodobnie będziecie biegać z nimi non toper do weterynarza (znacznie obszerniej opisała, to Uszata). A co Wam po tym maleństwie? Ono i tak za chwilę urośnie i raczej na pewno nie będzie miniaturką jak to obiecują. Polecam więc przygarnąć jednego ze Stowarzyszenia. My tak zrobiliśmy i nie żałujemy. Sasza jest naszym kochanym dzikusem ;D
:P
Pozycja na kotleta ;D
Co do sprzętu niezbędnemu królikowi, to oczywiście jest to klatka. Na początku była zrobiona przez Szarlatana i jego Tatę, ale Sasza szybko poradziła sobie z ich robotą i jeszcze pierwszej nocy obudziliśmy się z nią na głowie. Gdy my w najlepsze sobie spaliśmy, ona podjadała ze smakiem nasze włosy haha :D
Potem była klasyczna sklepowa. Służyła nam długo, do czasu przeprowadzki na swoje. Wtedy zdecydowałam, że nie ma w mieszkaniu miejsca na to szkaradztwo, bo co ja nad nim zrobię? Półki na środku pokoju? Postawić klatkę na jakimś regale też nie bardzo. Kredens dać na środek, a Saszę bliżej okna? Słabo, króliki nie mogą mieszkać przy kaloryferze, zresztą to cały czas strata 1,3 ściany.
Jak to ja, szukałam, szperałam aż znalazłam - metalowe klatki dla królików hodowlanych. Napisałam do Pana, który je wykonywał. Zapytałam czy własny projekt wchodzi w grę. "Tak, wchodzi" - dostałam odpowiedź, i miesiąc później cieszyłam się z Saszą jej nowym domkiem. W sumie to nawet nie zastanawiałam się czy jej się spodoba, czy będzie chciała się do niego przeprowadzić, ale znając jej skoczne możliwości czułam, że nie będzie miała z wejściem problemu, a trochę wysiłku jej nie zaszkodzi ;)
W puszce trzymamy smakołyki, na wypadek potrzeby przekupienia czymś Saszy ;)
Żwirek i granulat, który zalega nam od jakiś 2 lat :P
Klatka nie służy zresztą tylko jej, ale i nam, na różnego rodzaju ozdoby i typografię, ktorą uwielbiam :))) Oszczędziłam trochę, więc wkrótce zakupie nowe, a tymczasem Ciocia Ola doczekała się koronkowej ramki z Zara Home, którą dostałam na gwiazdkę od Chrzestnej :)
Reszta niezbędników królika, to już standard. Kuweta, jakieś zabawki i rolki po toaletowym. Miseczka na zielone i na wodę lub dozownik. U nas okazał się jednak zbędny odkąd je tylko warzywa i owoce zamiast granulatu. Tak, tak, pytałam weta, kiedy przestraszona zauważyłam, że Sasza nic nie pije (oprócz zielonej herbaty z mojego kubka :P). Powiedział, że "Widocznie czerpie wodę z roślin". A my dzięki niej zawsze mamy warzywa i owoce w lodówce ;)
Za to siano wtryndala na okrągło i o tym nigdy nie można zapomnieć. Królik musi mieć go zawsze pod dostatkiem!!!
Przyłapana na obżarstwie ;)
Jak udało mi się nauczyć Saszę tego cudownego nawyku? Oczywiście najpierw przestudiowałam całą stronę stowarzyszenia i uszatą, a potem działałam zgodnie z ich podpowiedziami. Ale wyglądało to mniej więcej tak: Pierwszego dnia Saszy w domu poczekałam aż załatwi się tam gdzie ma na to ochotę ( mam na myśli klatkę). Kiedy to uczyniła posprzątałam i w tym miejscu postawiłam kuwetę. Sasza szybko zrozumiała, że jest to miejsce do załatwiania swoich potrzeb. Zresztą była to też zaleta SPK, które uczy tego zwyczaju przy okazji tymczasowych domów lub małe króliczki podglądają inne, jak korzystają z kuwety. To jednak nie koniec historii. Sasza roznosiła wszędzie bobki. Jak gupia biegałam za nią ze zmiotką tłumacząc jej, że tak nie wolno. Chyba zrozumiała ;P Zdarzyło się, że narobiła mi jeszcze kilka razy na łóżko, tam też wtedy stawiałam dużą kuwetę i po jakimś czasie odstawiałam ją w inne miejsce. Również zrozumiała o co biega ;)
Znalazłam nawet kilka fotek jeszcze z czasów Domowe Zaplecze Inspiracji (ktoś jeszcze pamięta mój pierwszy blog? :), kiedy to pierwszy raz pisałam o Saszy.
Ogólnie jak widać, początki z Saszą nie były łatwe, trzeba było się przyzwyczaić do małego niszczyciela w domu. Sasza pochłaniała praktycznie wszystko, co stanęło na jej drodze - meble, kable, książki, poduszki, misie itd. W moim przypadku pomogło klaskanie i spryskiwacz z wodą w reakcji na każdy jej wybryk plus stanowcze użycie imienia. Nie, to żeby w ogóle wyzbyła się tego podgryzania, ale zdarza się to znacznie rzadziej. Trzeba po prostu pamiętać żeby dostarczać jej co nowych wyzwań w postaci kartonów i pudełek.
Ciekawym tematem jest też królicza mowa. Ale najlepiej poczytać o tym tutaj, albo obejrzeć na krótkim filmiku, który nagrałyśmy dla Was z Saszą jednego wieczoru. Nagranie nie jest mistrzostwem świata (nie wiedziałam, że aparatem tak słabo to wygląda, a nic innego nie mam do filmowania), ale mimo to chce Wam pokazać jak zachowuje się szczęśliwy królik ;D
I jak? W szoku, czy widzieliście to już kiedyś? :D Sasza potrafi kręcić się i skakać znacznie dłużej, szybciej i wyżej, ale ciężko to złapać, bo jak się wyciąga aparat, to od razu się nim interesuje i wie, że coś knuje ;)
Ach! Na koniec jeszcze jedna ważna sprawa, bo temat zeznań podatkowych na czasie. Jeśli jeszcze nie wiecie na kogo oddać 1% podatku, to podpowiem, że Stowarzyszenie Pomocy Królikom chętnie przyjmie! Ja oddaje co roku :)
Z miesiąca czaiłam się na Saszę żeby złapać ją w rożnych pozach i sytuacjach, a tydzień pisałam sam tekst :P To drugie przez ogrom pracy i chorobę, która jednak postanowiła mnie dopaść, w najmniej odpowiednim momencie, bo za tydzień ruszam na Bloggers Baby Shower, a zaraz potem na narty :))) W każdym razie cieszę, że mi się udało napisać ten post i mam nadzieję, że przybliżyłam Wam nieco zajęczy świat? ;)
Gardło boli okropnie, ale i tak ruszam dzisiaj na sesję kolejnego mieszkania, więc w przyszłym tygodniu możecie spodziewać się wpisu z serii Polskie wnętrza, na blogu :)))
Udanego weekendu!!!
LU
Jaki on słodki!!! Jakbym widziała mojego Ferdka,z tym że był rudo-brązowy, ale też miał taką sweetaśną czuprynę ;) reagował nawet na swoje imię :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSłodki i wredny jednocześnie ;) Sasza też reaguje, ale wciąż to nie taka sama reakcja jak psa, który przyleci z wywalonyym jęzorem ;) pozdrawiam!
UsuńBrakuje mi zdjęcia całościowego klatki, da się uzupełnić o nie notkę?
OdpowiedzUsuńAh rzeczywiście, ale już tyle razy była na blogu zapraszam tu:
Usuńhttp://www.enjoyourhome.blogspot.ie/2014/07/kubiki-gotowe.html
http://www.enjoyourhome.blogspot.com/2014/12/enjoy-christmas.html
http://www.enjoyourhome.blogspot.com/2014/01/na-salonach-u-lu.html
Jutro postaram się dorzucić jakieś aktualne foto :)
Dzięki! Zaglądam tu od niedawna, więc nie są mi znane te wpisy. Widzę, że muszę trochę nadrobić. :) Świetnie się prezentuje. Byłam bardzo ciekawa, jak można dopasować coś takiego do wnętrza i widzę, że wygląda fantastycznie!
UsuńNie, spoczko, to ja gapa jestem ;) Już dorzuciłam, dzięki!
UsuńCieszę się, że o tym napisałaś. Jakoś temat królików zawsze wywołuje we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony to słodkie zwierzaki, z drugiej nie mogę zrozumieć trzymania ich w ciasnych klatkach. Przecież to skoczne stworzenia, potrzebują przestrzeni. Cieszę się, że tak rozwiązałaś sprawę klatki, widać, że Sasza dobrze się tam czuje. I fakt, że może biegać po domu też nie jest bez znaczenia :)
OdpowiedzUsuńO nie, nie słyszałam jeszcze o kimś kto by trzymał królika w klatce non stop, minimum to 3 godziny dziennie! Sasza chyba by nas znienawidziała gdybyśmy ją tylko na 3 godziny wypuszczali :P
UsuńFajnie, że Ci się podoba :)))
Mój dziadek odkąd pamietam hodował króliki.Kiedyś gdy byłam nastolatką, w jednym z miotów.. na 10 królików jeden był totalny wypierdek.. przygarneliśmy go do domu z bratem.. majac nadzieję,że taki wypierdek zostanie.. i może by taki został, ale mielismy w tym czasie tez psa.. który bardzo lubiła suchą karmę warzywno-mięsna.. Ponieważ nasz królik i jak twój tez miał pełną swobodę i biegał po całym domu to wyczaił miskę psa i zagustował ogromnie w tych chrupkach.. tak zagustował ,ze pies sie bał podejść dopoki krolik sie nie najadł ( pies do małych nie należał) .. Królik po pewnym czasie zaczął warczeć i dość potężnie urósł ;) Wywieźliśmy go z powrotem do dziadka bo na naszych 34 m 2 brakowało miejsca ;) co sie okazało .. był o wiele większy od rodzeństwa ;) także ten, wiec..uważaj na psie chrupki ;) i ucałuj Sasze ode mnie :D
OdpowiedzUsuńHaha Iza co za histria :D Właśnie dlatego zrezygnowaliśmy z granulatu, bo Sasza ciągle tyła od niego i jakies tłuszczaki jej się porobiły, a na zielonym trzyma forme :))) Ucałowana! :-* Dozoba za pare dzionków :D
UsuńMoja droga, powiedz mi jak to zrobiłaś,że skaczący Saszka nie rozrzuca po Twoim łóżku bobków ???
OdpowiedzUsuńHehe przecież napisałam, biegałam za nią z tą kuwetą i zmiotką i zbierałam te bobki cierpliwie, aż chyba zrozumiałam, że sobie tego nie życze hihi ;) Ile ty masz już swojego króla, mały jakiś?
Usuńmiałam 5 lat ale nigdy go tego nie oduczyłam stąd to moje pytanie heheheh
UsuńTeraz znowu naszła mnie ochota na króliczka ale chciałabym tym razem czegoś go jednak nauczyć ;-)))
szczególnie, że słyszę, że się da
miałam kiedyś królika i po prostu aż mi łezka pociekła jak to czytałam:) mój Baksik miał 12 lat kiedy odszedł, więc staruszek, ale zawsze będę miała sentyment do tych zwierząt. Ty nazywasz tą pozycję na kotleta- my nazywaliśmy "pozycja żaby":P pozdrowionka
OdpowiedzUsuńJa mam psa Teodora, który do domu przynosi sikorki, żaby i myszy, więc pewnie z króliczka też by za wiele niestety nie zostało. Ale świetnie napisany post, bardzo ciekawie i pomysł na domek dla Saszy rewelacja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Magda
Królik to nie gryzoń :)
OdpowiedzUsuńWiem, ale i tak, tak na nia mowie ;)
Usuńteż mam adopciaka i to jest wspaniała rzecz :) a klatka bardzo pomysłowa
UsuńBardzo ciekawy post, macie tam jeszcze weselej niż myślałam :D
OdpowiedzUsuńKróliczki to nie gryzonie ;-)
OdpowiedzUsuńCzy mogłabym prosić o namiary na Pana który stworzył tą cudowną klatkę? :)
OdpowiedzUsuńPoszukam i dam znać :) Ale pzypuszczam, że każdy Pan ślusarz taką zrobi ;)
UsuńMoja Pysia (był chłopcem, ale jako dziecko tego nie wiedziałam, aż do pewnego słonecznego dnia, gdy odkryłam że ma przyrodzenie) żyła ok 8 lat, I wierz mi, królika można o wiele więcej nauczyć :D Mój reagował na zostaw, atakuj (biegł wtedy w stronę mojej mamy i siostry), lizał mnie po rękach a moją babcię po piętach :D Uwielbiał być głaskany i trzymany na rękach, rozkładał się na całą długość wtedy i wręcz się wtulał w ramiona. Jak np. siedziałam na podłodze i coś jadłam, to wchodził na mnie i próbował skubać ciastko/marchewkę czy tam inne jedzenie z drugiej strony. Ale też był złośliwy, kiedyś podbiegł do mojej mamy jak kucała i ugryzł ją w pupę :D
OdpowiedzUsuńTwój króliczek jest śliczny, aż mnie się marzy znowu taki przyjaciel w domu, ale najpierw będzie kot :D A ta szafko/klatka jest genialna, na pewno o czymś takim pomyślę w przyszłości, zamiast zwykłej sklepowej klatki! :)
Kochana możesz podać namiar na kogoś kto te klatki robi? Nie mogę juz patrzeć na klatkę mojej Krolisi, a dwa dni temu adoptowaliśmy jeszcze 1,5miesieczna odrzuconą przez matkę Muszke- czas dziewczynom sprawić nowe lokum:)
OdpowiedzUsuń