Nie wiem jak to się stało, że od naszego powrotu z Tajlandii minął już dobry miesiąc. Nie, przepraszam, już wiem jak. Zaraz po wakacjach hucznie obchodziliśmy 3-cie urodziny Poziomki, a potem było niestety już tylko gorzej... tzn. szara rzeczywistość dopadła mnie na tyle, że nawet te 3 tygodnie spędzone w egzotycznych klimatach, nie pomogły udźwignąć tego, co dopadło mnie po powrocie :( Ale ja wiem, że nie przyszliście tu czytać o tym co złego, a co dobrego słychać i właśnie z tym postanowiłam pojawić się na blogu :) Też aby sobie swój kiepski nastrój poprawić :)
Chociaż tak naprawdę poprawa nastroju to drugorzędna sprawa bo po pierwsze bardzo chcę Was tym wpisem namówić na wyjazd do Tajlandii (z dzieckiem czy bez ;). Chociaż mogłoby się wydawać to trudne, niebezpieczne, ba nawet nie wykonalne to jest zupełnie odwrotnie! Ale zacznijmy od początku :) Dlaczego Tajlandia? Ano dlatego, że o podróży do tego kraju marzyłam już na studiach (czyli dobre 13 lat temu, sic!) kiedy to jeden z naszych najlepszych wykładowców, których dane mi było słuchać na AWF-ie, a dokładnie świętej pamięci Dr Krzysztof Lubański, przekonywał nas, że nie ma chyba drugiego tak prężnie rozwijającego się turystycznie kraju na świecie jak Tajlandia (zwłaszcza seks turystycznie, ale to już osobny temat ;D) i jest to jedno z tych miejsc, które trzeba po prostu odwiedzić! Także kiedy wybieraliśmy się w podróż poślubną z Szarlatanem zaproponowałam oczywiście TEN kraj, ale ponieważ mój oprawca woli poruszać się drogą lądową niż powietrzną padło na Rosję i podróż koleją transsyberyjską nad Bajkał, co zresztą też opisałam na blogu >>> KLIK :) Wiedziałam jednak, że to niespełnione marzenie powróci i powróciło z taką siłą, że nawet kilka niefortunnych wypadków nie potrafiło mnie powstrzymać żeby lecieć do Tajlandii :) Tym razem już w trójkę :)
No właśnie i chyba o to dziecko, a raczej o daleką podróż z nim najbardziej się rozchodzi, bo o ile o siebie człowiek się może nie bać to o małą bezbronną i kruchą istotę już o wiele bardziej. Bo daleko, bo gorąco, bo komary, poparzenia, nie ten klimat, nie ta kuchnia, samolot i inne niespotykane w Polsce niebezpieczeństwa, aaaaa... no więc właśnie przychodzę z otuchą, że nie taki diabeł straszny jak go malują i zaraz Wam powiem dlaczego :)