Dzisiaj nie będzie za dużo tekstu, za to będzie dużo zdjęć. Szczerze to ostatnie tygodnie dały mi znowu w kość i nie mam siły na długie opowieści. W skrócie, wprowadzanie nowych pokarmów do diety dziecka zaprząta mę głowę, czas i ręce, a noce też nie bywają lekkie ;) Mimo to dokonałam kilku zmian w naszym domowym biurze, które od dawna drażniło mnie kolorami (żółty przestał mi tu leżeć), starociami i innymi duperelami. Szczerze mówiąc to całe mieszkanie już mnie nieźle irytuje :/ Wszyscy mówią, że to dlatego, że to już końcówka i w perspektywie kilku miesięcy jawi się nowe. Pewnie mają racje, więc tym bardziej potrzebuje zmian żeby przetrwać ten czas z uśmiechem na twarzy i świadomością, że zrobiłam co mogłam aby zapamiętać tę naszą kawalerkę jak najlepiej :) Zwłaszcza, że te zmiany nie kosztowały mnie zbyt wiele, ani czasu ani pieniędzy i to właśnie chciałam Wam pokazać. Że można niskim kosztem i nakładem zmienić cały look miejsca, które się Wam opatrzyło lub przejadło ;)
Strony
▼
poniedziałek, 17 października 2016
niedziela, 2 października 2016
Chrzciny Romki
Nawet nie wiecie jak bardzo nie chciało się mi (nam) organizować tych Chrzcin :P Zmęczeni po całym sezonie wyjazdów i rozjazdów Szarlatana. Pierwszy wolny weekend musieliśmy z wielu powodów, przeznaczyć na tę uroczystość. Z początku miała to być skromna imprezka w gronie najbliższych (rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, rodzice chrzestni), a to i tak wychodziło ok. 20 osób. Jakoś dalecy byliśmy od robienia z tej okazji wielkiego rodzinnego spędu, fanfar i fajerwerków, jak to zwykle bywa przy Chrzcinach. Zwłaszcza, że chciałoby się ugościć jakoś przyzwoicie wszystkich, a w domu nie mamy miejsca na takie okoliczności. Znowu organizacja imprezy w restauracji, na etapie oszczędzania na nowe mieszkanie, wydawała nam się drogim pomysłem. Pamiętam jednak, że była to połowa sezonu i oboje byliśmy bardzo zmęczeni. Dobrze, że po jakimś czasie przyszła chwila wytchnienia i odpoczynku, więc mieliśmy możliwość przemyślenia sprawy ponownie. Wtedy też oboje doszliśmy do wniosku, że w takich okolicznościach pieniądze nie są najważniejsze! Że w życiu jest tak nie wiele okazji do spotkania się całej rodziny w jednym miejscu (ostatnim jaki pamiętam było nasze wesele), że trzeba to wykorzystać i cieszyć się, mając tę możliwość :)))
Skoro już zdecydowaliśmy się na imprezę z pompą, chcieliśmy znaleźć kościół, który coś dla nas znaczy/wiąże się z naszą historią i niedaleko niego knajpę, które nam samym odpowiada wizualnie i kulinarnie. Pierwszy wybór padł na pizzerie niedaleko szpitala Orłowskiego, do której uciekałam z Patologii Ciąży (;D) i kościół na placu Trzech Krzyży gdzie drałowałam pod górę z nadzieją, że urodzę zanim znowu każą mi leżeć pod oksytocyną :P Niestety restauracja okazała się za mała, a kościół nie chrzcił w tym terminie. Parafia na Woli jest nam jakoś mało znana. Prędzej kościół na Deotymy wchodził w grę, bo jak coś, to tam lubimy śmigać w Niedzielę, ale w okolicy nie mogliśmy znaleźć żadnej sensownej włoskiej restauracji. A włoska nam się marzyła, bo jesteśmy jej ogromnymi wielbicielami! Zresztą gdzie indziej jak nie we włoskiej, moglibyśmy świętować Chrzciny Romy!? hehe :D
Tak też nasze nogi powędrowały poza Stolicę, do Parafii w urokliwej gminie Stare Babice (moich rodzinnych stron) i malutkiej knajpki na przeciwko kościoła, w ktorej nie byliśmy, ale już zdążyliśmy słyszeć same dobre opinie, czyli Ristorante da Santi :) Szczerze, to zanim spróbowaliśmy czegokolwiek z menu (a jest co próbować <3), już wiedziałam, że tutaj mogę świętować Chrzciny Romki :D Restauracja znajduje się w starej odremontowanej chacie i na szczęście Santi z jego przemiłą żoną Martyną, zachowali to co najbardziej urokliwe we wnętrzu tego starego budynku, czyli szarą drewnianą podłogę i kaflowe piece. Całość wykończyli w jasnej stonowanej kolyrystyce i naturalnych materiałach jak drewno, len i szkło, z dodatkami w kolorach włoskiej flagi i dekoracjami prosto z Sycylii. Taki wystrój stanowi idealną bazę do dekoracji wnętrza na wiele sposobów :)
Mi zamarzyły się dekoracje w moich ulubionych kolorach czyli miętowym i różowym, żółty tym razem zastąpiłam złotym, który pasował mi idealnie do tego rodzaju święta. Zwłaszcza, że na motyw przewodni dekoracji, które zaprojektowały i wykonały specjalnie dla nas Wiewiórka i Spółka, wybrałam tłustego włoskiego aniołka (jakim jest nasza Romka ;) :D Razem ze świeżymi kwiatami i innymi dodatkami udało nam się (zaraz zdradzę Wam kto i dlaczego mi pomagał) stworzyć smakowitą całość, którą nieskromnie powiem, że z zachwytu jadłyśmy oczami :D