czwartek, 29 kwietnia 2021

Pokój 5-latki sukcesem sfrustrowanej Matki

Sama nie wierze w to co widzę, czyli lekko ponad miesiąc od poprzedniego wpisu pojawia się na blogu kolejny :D Nie wiem czy to pandemia czy za dużo czasu na macierzyńskim sprawiły, że cisnę jak szalona albo jak to zapytała mnie ostatnio siostra "Nosi Cię co?" XD Tak, nosi mnie strasznie, a ponieważ możliwość przemieszczania się jest lekko ograniczona to wyżywam się w domu i gdzie tylko mogę (np. na spacerach po Warszawie i okolicach, zapisuje je dla Was na stories na Instagramie) :D Bo ja jestem taki człowiek co to nie potrafi usiedzieć w miejscu kiedy robota czeka, jak już coś zacznę to lubię to dokończyć, jak widzę, że coś nie działa albo uwiera to szukam sposobu jak to naprawić/udoskonalić! Jak widzę, że jest potrzeba zmiany bo stare nie służy to zmieniam, chociaż lekko mi nie jest bo przywiązuje się do ludzi, rzeczy, miejsc, drobiazgów :) Zresztą nie tylko ja bo Szarlatan i Roma również i już się boję, że Janka też odziedziczy tę chorobę po nas...A wtedy utoniemy w starociach i każda zmiana będzie dłużyć się latami, a nie miesiącami jak to wygląda teraz :P 


Ale wracając do początku, nie potrafię siedzieć kiedy czuje, że chcę i mogę latać. I chociaż energia już nie ta, ciało też krzyczy o troskę i odpoczynek (bo po stłuczce samochodowej kręgosłup szyjny regularnie odmawia mi współpracy), głowa pełna zmartwień i problemów rodzinnych, które nie są mi obojętne to staram się wyrwać coś dla siebie z przyjemności jakie sprawia mi urządzanie wnętrz, uprawianie roślin, odkrywanie nowych miejsc, śpiew, taniec (ależ bym chciała znowu tańczyć gdzieś indziej niż tylko na domowym parkiecie), joga (nawet 10 min dziennie zmienia już dzień na lepszy). Jak widzicie dużo tego, a czasu co raz mniej, bo już dwójka dzieci na stanie, w perspektywie kilku miesięcy powrót do pracy i wtedy sama za sobą nie będę nadążać XD Także korzystam teraz póki mogę, a odpoczywać będę jesienią, mam nadzieję w wykończonym mieszkaniu :) 



Udoskonalenia w pokoju Romy, zaszły więc bardzo dynamicznie i sprawnie. Ale to raczej zasługa tego, że oboje z Szarlatanem nie pracujemy (to tak dla uspokojenia Cię, że to co widzisz, nie robię sama ;), a zmiany były czysto kosmetyczne i niskobudżetowe (za rok trzeba będzie już zrobić dziewczynkom pokój razem) i pod wpływem pozytywnych emocji związanych z jej 5 urodzinami! Tak piątymi <3 Wiek ten bowiem okazał się przełomowy jeśli chodzi o zmianę potrzeb z dziecięcych na bardziej dziewczęce co bardzo mnie cieszy, bo widzę światełko w tunelu jeśli chodzi o nieco lżejsze życie niż te dotychczas z naszą Poziomką. 




Może Wam się bowiem wydawać, że ta Lu to ma takie sielskie życie, zero zmartwień, problemów, rodzina jak z obrazka, mieszkanie z katalogu. Nic bardziej mylnego, wręcz przeciwnie, ostatnie dwa lata macierzyństwa były dla mnie bardzo trudne i cały czas uczę się jak sobie samej nie dokładać, że nie zawsze potrafię się ze swoim dzieckiem porozumieć. Że odkąd weszły w grę emocje, własne zdanie, sensoryczne zaburzenia i wysoka wrażliwość na różne bodźce to najdrobniejszy dźwięk, gest, słowo, dotyk lub wydarzenie potrafią wywołać lawinę łez i krzyku nie do zatrzymania. Lawinę, która tak przeciąża mój system nerwowy, że na koniec dnia jestem jak wydmuszka i wszystkiego mi się odechciewa, a już na pewno nie pozwala na kreatywne i pozytywne myślenie :( 




Powiem Wam też, że kiedy myślałam, że już doszłam ze sobą do ładu i nauczyłam się akceptować to co zawsze mnie we mnie uwierało i nie pozwalało ruszyć z miejsca, tak teraz przy dzieciach mam wrażenie, że wróciłam do początku. Ciężko mi przychodzi patrzenie na zachowanie mojej małej kopii, na przeżywanie wszystkiego od nowa tego co ja przeżywałam, mimo iż wiem co czuje i jak trudno pewne sprawy w życiu zaakceptować. Mam w sobie wiele żalu i smutku, że macierzyństwo to nie tylko słodkie uśmiechy, przytulaski, gilgotki, pierdzioszki, lody na patyku i wygłupy na placu zabaw, kolorowe zabawki i wzorzyste ubranka, które myślałam, że wystarczą żeby się dogadać i każdy członek rodziny kończył dzień z uśmiechem na twarzy. Niestety to tylko przyjemny dodatek do ciągnących się dyskusji, negocjacji, jęków, stęków, płaczu i lamentów nie raz o każdy drobiazg, który dla dziecka jest w tej chwili najważniejszy na świecie i jeszcze duuużo czasu minie zanim zrozumie, że świat się z tego powodu nie zawali, za to ja się z Szarlatanem wykończę XD 

Mam więc ogromną nadzieję, że ta magiczna liczba 5 sprawi, że będzie tego przeżywania mniej albo przynajmniej mniej intensywnie ;) Tzn. chciałam Was z tego miejsca pocieszyć (jeśli jesteś rodzicami małego wrażliwego dziecka), że jest, jest mniej. Jednakże z mojego doświadczenia wynika, że tylko za sprawą tego, że baaardzo dużo czasu poświęciłam na to żeby zrozumieć świat dziecka, przyjąć jego perspektywę (kiedy jest to możliwe), pomóc mu nazywać jego emocje i uczucia (kiedy mam na to przestrzeń i czas). Ten mały człowiek przecież też czuje i ma prawo widzieć świat inaczej niż ja! Także nie tylko ono uczy się że kolor kubka o 3 w nocy nie ma znaczenia, ale również ja że dla kogoś ma, bo przecież sama mam swoje ulubione do herbaty i kawy  XD




Aaah tyle bym chciała Wam tu napisać, podzielić się tym co mnie martwi i zdumiewa, ale też uczy dzięki dzieciom patrzeć na ten świat na nowo, bo ja pomału przestaje go rozumieć i zaczynam się gubić. Chwytam się więc kurczowo tego co mi daje poczucie bezpieczeństwa, ciepła, pozwala poczuć, że umiem jeszcze tworzyć i mieć radochę z tego. Ale co najważniejsze widzieć jak inni się cieszą i moje starania nie poszły na marne, a ja mam możliwość mimo wszystkich swoich niedoskonałości i zmęczenia zostać Najlepszą Mamą na Świecie, bo znalazłam wymarzony dywan z tęczą (H&M) i plakat z Układem Słonecznym (Desenio), a na ścianie wymalowałam zielony płotek (Flugger nr S1015-G) :)



Nie bez znaczenia jest też szafa z wieszakami (Ikea), po jednym na każdą sukienkę koniecznie i szuflady, które chodzą w niej jak marzenie, a nie topornie jak to było w lubianej, ale starej już komodzie (poprzednia wersja pokoju do podejrzenia TU). Różowe biureczko wyszperane na OLX, oszlifowane i odmalowane własnymi ręcoma (Flugger nr 2395), do którego można schować swoje skarby przed młodszą siostrą. Do tego stare niemieckie krzesełko Casala (ale nie szukajcie go pod tym hasłem bo przepłacicie, także raczej stare krzesełko/vintage/retro/prl itd ;), z którego jeszcze nie sięga paluszkami do podłogi, "ale to nic, przecież urosnę Mamo" i zaraz trzeba będzie szukać kolejnego. Szuflady na te setki koralików, papierków, guzików, cekinów, kredek, flamastrów, farb, plasteliny i koniecznie jedna na psi patrol. Psi patrol, który z parapetu wygonił kwiatki pod sufit, bo przecież "No weź Mamo, przecież pojazdy muszą gdzieś parkować" :)





Także szukaj Matka sposobu jak tu zachować kwiatki przy życiu i wpleść je w ten krajobraz tak żeby dziecku jak najmniej miejsca w pokoju zajmowały i w zabawie nie przeszkadzały kiedy psi patrol rusza do akcji! :) Tym sposobem powstał kolejny kwietnik spod moich rąk, bo nie wiem czy wiecie, ale nauczyłam się i polubiłam ze sznurkami, chociaż wydawało mi się to kosmicznie trudne! A okazało się wręcz przeciwnie - łatwe, przyjemne i takie satysfakcjonujące i uspokajające, że już cztery uplotłam i mam ochotę na więcej :) 











Chciałabym jeszcze poznać sposób na gospodarowanie zabawkami/rysunkami/pracami/kamyczkami i innymi pierdoletami przyciągniętymi z każdego spaceru, które już dawno nie służą, ale wciąż tak bardzo je dziecko kocha, że ciężko mu się z nimi rozstać?? :P Bo mój to na razie upychanie w koszach lub chowanie za nowymi frontami w Kallax-sie, wywożenie do Babci żeby odroczyć czas rozstania.  Te lepsze zaraz będą dla młodszej siostry jak znalazł, ale reszta przyprawia mnie o regularny zawrót głowy <3







No i to by było na tyle moi Mili :) Wiele razy już mnie ktoś pytał czy nie mogłabym tak jemu zaprojektować? I za każdym razem odpowiadam, że nie czuję się na siłach, że to co widzicie to wynik wielkiej miłości, zaangażowania, wielu godzin szperania, dobierania, ale też często przypadku, że coś, gdzieś, akurat udało się upolować albo dostaliśmy w prezencie i wpisuje się w nasz klimat :) Myślę jednak, że sam fakt, że się publicznie obnażam z naszymi wnętrzami jest już dużym ułatwieniem, a nawet gotowym rozwiązaniem, które można zastosować u siebie. Nie będę miała więc nic przeciwko jeśli sobie coś z tego zagarniecie dla siebie bo w sumie to mnie cieszy kiedy ktoś korzysta z moich pomysłów czy podpowiedzi i tym samym ułatwiam mu życie :) 

Także Enjoy! Ja pocieszam się, że na jakiś rok mamy spokój, bo na wiosnę 2022 planuje totalną rozpierduchę w nowym mieszkaniu, w którym zaraz minie nam 4 lata - cyklinowanie podłóg, malowanie ścian, zamiana pokojami z dziewczynami i już widzę oczami wyobraźni nasze łóżko pod tą tapetą i może jakiś rzutnik do oglądania filmów prosto z łóżka :D Ah rozmarzyłam się :)))) Miłego grillowania i leniuchowania w Majufeczkę ;)

LU

Pin It

2 komentarze:

  1. Ach, taki dywan z tęczą to i ja bym chciała. W tym pokoju tyle się dzieje, że aż nie wiadomo gdzie patrzeć, eksplozja kreatywności!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękny pokój, ciepły, przytulny :) To, co najważniejsze w pokoju dziecka :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...