piątek, 27 października 2017

Dziecko Wszystko Rozumie!

Odkąd jestem Mamą, wiele razy chciałam napisać o tym co zaraz przeczytacie, ale jakoś nigdy mi się nie składało. Nie czułam również jakiejś silnej potrzeby poświęcenia temu tematowi oddzielnego posta, oprócz małej wzmianki w pierwszym Parentingowym wpisie (>>>KLIK), jaki poczyniłam na początku mojej macierzyńskiej historii. Do czasu kiedy to w zeszły weekend razem z Poziomką (i nie tylko) odczułyśmy dotkliwie na własnej skórze bezmyślność i tumiwisizm drugiego człowieka!


Jest sobota. Pogoda pod psem. Razem z Baśką organizujemy się z naszymi dziewczynami na wypad do pobliskiej, małej bawialni. Kulki, zabawki, zjeżdżalnie, wiadomo. Już na wejściu widać, że w środku dużo się dzieje. W sumie weekend, do tego ktoś zorganizował dziecku urodziny. Dla pewności pytamy czy impreza zamknięta czy każdy może wejść? Panie ochoczo zapraszają, mówiąc, że otwarte dla wszystkich. Rozbieramy się w szatni, wchodzimy na salę. Miejsc do siedzenia jest mało, ale i tak wiedziałyśmy, że siedzieć przy herbacie nie będziemy, bo dziewczyny są nieco za małe żeby puścić je samopas. Chyba, że za płotek dla maluchów, ale można było się domyślić, że na widok basenu z kulkami i innych atrakcji na linach, będą chciały wejść dalej. Podążamy więc za nimi, co jakiś czas popijając na zmianę zamówioną herbatę. Jedną z głównych atrakcji jest zjeżdżalnia. Żeby do niej dojść trzeba jednak pokonać kilka przeszkód. Dzielimy się więc z Baśką w terenie. Tzn. jedna z nas jest na dole, łapie dzieci zjeżdżające z bardzo śliskiej i szybkiej zjeżdżalni, a potem kieruje je razem do tej drugiej na górę, która macha do nich zachęcająco i czeka przy zjeżdżalni. Jest wesoło, bawimy się świetnie. W pewnej chwili Poziomka zmienia nieco dotychczasową drogę. Nie widzę w tym obaw, cieszę się, że tak odważnie podchodzi do nowo poznanego terenu. Niestety chcąc przejść koło chłopca, który stoi koło równoważni, dostaje od niego w twarz plastikowa piłą do drewna [nawet teraz kiedy to pisze robi mi sie niedobrze]. Jest niedaleko, wiec zalana łzami biegnie do mnie cała sie trzęsąc. Łapię ja w te pędy, przytulam, sprawdzam czy nic sie jej nie stało i tłumaczę zachowanie chłopca starając się ją w ten sposób uspokoić. Cały czas nie spuszczając jednak oka z dziecka, które bez powodu uderzyło Poziomkę. Mam nadzieję, że gdzieś jest również i jego rodzic. Po chwili Poziomka sie uspokaja, oddaje ją Baśce bo widzę, ze chłopca wyprowadza z kulek mężczyzna. Podchodzę do stołu, przy którym siedzi z żoną oraz znajomymi i informuje go, że jego syn uderzył bez powodu moją córkę w twarz (chociaż wiem, że siedząca obok jego znajoma była świadkiem całego zdarzenia), prosząc jednocześnie o zwrócenie na niego uwagi. Puste spojrzenie. Zero reakcji. Odwraca głowę w stronę dziecka i wyjmuje mu zabawkę z ręki. Chociaż jestem bardzo zdenerwowana, nic więcej nie mówię, w końcu to nie moje dziecko. Odchodzę myśląc sobie, że pewnie z nim porozmawia na ten temat. Nie usłyszałam jednak żeby cokolwiek do niego powiedział. 

Koniec aktu pierwszego

Bawimy się dalej. Wychodzimy jednak z kulek żeby trochę ochłonąć. Dziewczyny zostają za płotkiem wśród innych małych dzieci i zabawek, my siadamy napić sie herbaty w miejscu gdzie mamy na nie dobry widok (niespełna 1,5 metra odległości). Siedzimy kilka minut. Poziomka siada na „jeździku”, Mania bawi sie w domku obok. Rozmawiamy o „dupie Maryni”, kiedy nagle słyszymy płacząca Poziomkę. Patrzymy na nią z Baska i nie rozumiemy co sie dzieje. Siedzi dokładnie w tym samym miejscu co przed chwilą i nic sie wokół niej nie dzieje. Sekundę później pokazuje palcem w stronę Mani. Podnosimy się obie szukając wzrokiem tego co Poziomka stara sie nam pokazać. Koło domku stoi ten sam chłopiec, który 15 minut temu ja uderzył. Nie czekając ani chwili ruszamy do dziewczyn, kiedy chłopiec wyrzuca zabawki z domku, łapie za widelec i dźga nim bez ustanku w oko Mani. Jeden oddech później wyrywam chłopcu zabawkę z ręki, a Basia zabiera Manię i Poziomkę ze sobą. Szukam wzrokiem jego taty. Do plotka podchodzi kobieta. Patrzę na nią, szukając w jej oczach i zachowaniu jakiś oznak współczucia lub troski wobec dziecka, którego jej syn właśnie skrzywdził! Kobieta spuszcza wzrok. Nie mam wątpliwości, że jest to mama chłopca, ale dziwi mnie fakt, że nie reaguje na kolejne agresywne zachowanie jej dziecka. [na pewno wszystko widziała, również siedziała tuż za płotkiem]. Zdenerwowana pytam:

"- Czy to Pani syn?

- Tak.

<kropka. koniec rozmowy. ściana. mur. beton. szok. niedowierzanie. upewniam się więc.>

- Czy Pani wie, że po raz kolejny uderzył bez powodu inne dziecko? 

- Tak.

<kropka. koniec rozmowy. ściana. mur. beton. dalej nie mogę uwierzyć w kompletny brak zrozumienia i reakcji na zajście.>

- Myślę, że warto z nim porozmawiać, ze robi w ten sposób komuś krzywdę.

- Ale ja z nim rozmawiam.

- Właśnie widzę. Drugi raz jestem świadkiem podobnej sytuacji i nie zauważyłam żeby chociaż słowem sie Państwo do niego odezwali.

- Ale on ma TYLKO 2 lata! Czego Pani oczekuje!?

<hasła "to tylko dziecko", "on ma tylko X lat" itp. działają na mnie jak płachta na byka>

- Od niego nic, to nie moje dziecko. Uświadomię jednak Panią, że dziecko jest istotą rozumną i doskonale wszystko pojmuje. Trzeba tylko do niego mówić! Jeśli jednak uważa Pani, że syn nie rozumie co się do niego mówi, to wypadałoby chociaż przeprosić w jego imieniu. Może w ten sposób zrozumie, ze dźgając widelcem w oko innemu dziecku robi mu krzywdę!

- Jest Pani PRZEWRAŻLIWIONA!

<potrójna płachta na byka!>

- Jeżeli reagowanie na przemoc i agresję nazywa Pani nadmierną wrażliwością to serdecznie współczuje Pani i całej rodzinie. Oby tylko Pani syn za kilka lat nie uświadomił Pani baseballem, że doskonale rozumie co się do niego mówi! Do widzenia!

<oczywiście przekoloryzowałam z tym baseballem, ale zrobiłam to świadomie żeby coś do tej Pani dotarło>"

Koniec aktu drugiego.

Znowu wracam do zabawy z dziewczynami. Na sali zostajemy jeszcze chwilę. Cały czas mam głowę pełną słów, które chciałabym tej Pani powiedzieć, ale wystarczyła mi z nią ta krótka rozmowa żeby dojść do wniosku, że nie ma sensu jej kontynuować. Zastanawiam sie też czy nie zgłosić tego obsłudze. Mam wrażenie, że takie bawialnie, oprócz tego, że dzieci powinny być pod stałą opieka rodziców, powinny mieć w regulaminie napisane, że jeśli dzieci są agresywne, a rodzice nie reagują, obsługa ma prawo je wyprosić z obiektu. Po 10 minut razem z Baśką decydujemy, że 2 godziny zabawy już nam wystarczą, wiec zawijamy kiece i wracamy do domu. Kątem oka zerkam na chłopca i widzę, że już nie porusza się sam po sali, tylko z obstawą jednego z rodziców. Chociaż tyle, myślę i wychodzimy. 

Koniec aktu trzeciego, ostatniego.

Kochani! Ja wiem, ze wiele osób może Wam wmawiać, podśmiewywać sie z Was lub nawet obrażać z powodu, że mówicie lub wymagacie czegoś od dziecka, które jeszcze się nie komunikuje werbalnie. Ale nie dajcie sobie wmówić, ani nie poddawajcie sie nawet jeśli powtarzacie coś tysięczny już raz! DZIECKO WSZYSTKO ROZUMIE! Tylko trzeba do niego mówić, trzeba z nim rozmawiać, komunikować się tak jak z każdym innym żywym stworzeniem! Inaczej nie nauczy się słów, i werbalizacji swoich myśli oraz uczuć, z którymi przychodzi na świat! Dziecko tak jak my od małego odczuwa: radość, złość, smutek, ból, zazdrość, tęsknotę, spełnienie, zadowolenie, rozgoryczenie i inne emocje. Różnica między dzieckiem, a dorosłym polega tylko na tym, że nie potrafi ich nazwać i to my RODZICE jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby go tego nauczyć. Wytłumaczyć skąd się biorą, jak sobie z nimi radzić i dać im ujście w taki sposób aby nie krzywdzić innych!

Jeżeli rodzicom wydaje się, że postawa obronna jaką zaprezentowała mama agresywnego chłopca to dobry sposób na wychowanie dziecka, to grubo się mylą. Otóż jest dokładnie odwrotnie. Taką postawą robimy swoim dzieciom krzywdę! Dlaczego? Ano dlatego, że dzieci wychowujemy nie tylko dla siebie, ale również (jak nie przede wszystkim) do życia w społeczeństwie! Jak ten chłopiec się w nim odnajdzie jeśli będzie używał wobec innych przemocy? Kto będzie go lubił i będzie chciał się z nim bawić, a za naście lat pracować, przyjaźnić, stworzyć rodzinę, jeśli jego mama w porę się nie obudzi? BŁAGAM, nie wychowujcie dzieci na zamknięte konserwowe puszki, które nie potrafią nazwać tego co czują oraz jak dać tym uczuciom ujście (nie krzywdząc przy tym innych), ale tak aby były mądrzejsze i silniejsze o to czego doświadczyły. Przyznawanie się do błędu, smutku, strachu, niewiedzy, nie jest bowiem oznaką słabości czy PRZEWRAŻLIWIENIA, a wręcz przeciwnie, odwagą i cenną umiejętnością w życiu. Tylko dzięki niej jesteśmy w stanie wejrzeć w siebie i dowiedzieć się czego potrzebujemy żeby być spełnionymi i szczęśliwymi ludźmi :)

Trzeba tylko nie bać sie rozmawiać z dzieckiem. Stawiać mu jasne granice i być w tym konsekwentnym. Jeśli będziemy mu na wszystko pozwalać i na każdym kroku pobłażać to niczego dobrego go nie nauczymy. Nie trzeba być jakimś uczonym pedagogiem czy psychologiem żeby to wiedzieć. Wystarczy cofnąć się nieco w czasie i przypomnieć sobie swoje dzieciństwo. Mogę sie założyć, że nie ma tu osoby, która nie dostałaby w dzieciństwie porządnego lania, klapsa, kary lub innej nagany za niestosowne zachowanie! I nawet jeśli uważacie, że kara była wtedy bolesna i krzywdząca, to z pewnością lekcję jaką za sobą niosła, pamiętacie do dzisiaj. Pomyślcie co by było gdybyście jej nie dostali? 

Przytoczę Wam moją, co prawda nie najgorszą jaką pamiętam, ale taką która wiele mnie nauczyła. 

Na jednej z wielu przerw w podstawówce żartowałyśmy sobie z koleżankami ze swoich rodziców i innych dzieci. Nic wielkiego, zwykła głupawka. Moja mama jest kochanka Twojego taty. A mama Ali sypia z ojcem Macka. Hi, hi, hi. Ha, ha, ha. Zaśmiewaliśmy sie w glos siedząc na ławkach. Wtedy wydawało mi sie to nic szkodliwego i wielkiego. Następnego dnia po powrocie ze szkoły w domu czekali na mnie wściekli rodzice. Nie wiedziałam o co chodzi, w ogóle nie przychodziło mi do głowy o co chodzi. W końcu wytłumaczyli mi, ze koleżanka z klasy, z której rodziców robiłam sobie głupie żarty powiedziała im o tym, bo było jej z tego powodu bardzo przykro :( Nawet kiedy mi o tym powiedzieli i późnym wieczorem załadowali mnie do samochodu żeby jechać do jej domu przeprosić ją i jej rodziców, nie docierało do mnie dlaczego!? Przecież to tylko głupie żarty, jakoś inne dzieci sie śmiały i nic sobie z tego nie robiły. Dlaczego ja mam ja przepraszać, a inne dzieci nie, przecież nie tylko ja robiłam sobie te żarty. A no wyobraźcie sobie, dlatego, że moi rodzice zawsze uczyli mnie empatii. I chociaż wiadomo, że tak jak im tak i mi nie zawsze to perfekcyjnie wychodzi, to staram sie myśleć i widzieć trochę więcej niż tylko czubek własnego nosa. 

W swoim życiu miałam jeszcze kilka takich historii i rożnych kar za swoje niezbyt przemyślane, krzywdzące i obraźliwe wybryki (nie uwierzylibyście do jakich koszmarnych rzeczy potrafiłam się posunąć :P). Wiecie do czego doprowadziła konsekwencja moich rodziców, w gadaniu i naganach, że postępuję źle i krzywdzę swoim zachowaniem innych? Do tego, że stałam sie obrońcą pokrzywdzonych. Hehe. I tak, na pierwszym roku studiów, kiedy nasz wykładowca, który lubił opowiadać sprośne i niecenzuralne żarty obrażające kobiety, zapytał na kolejnych zajęciach czy może nam opowiedzieć kawał, wstałam i powiedziałam, że w imieniu swoim i innych kobiet, nie życzę sobie jego obrzydliwych dowcipów! Nie macie pojęcia jakie było jego zdziwienie, a ja myślałam, że udupi mnie ze swojego przedmiotu! Wykładowca oczywiście nie opowiedział już nigdy żadnego żartu w mojej obecności (bo pewnie w innych grupach a jakże!), ale nie ukrywał swojej obrazy i braku sympatii do mnie. Ja natomiast musiałam włożyć dwa razy więcej pracy i odwagi w ten przedmiot, żeby nie dać mu powodów do oblania mnie. I wiecie co? Stałam się specjalistką w jego profesji, a na koniec nawet zaprzyjaźniliśmy sie, bo w moim odczuciu facet w końcu zrozumiał, że kobiety w niczym nie są gorsze od niego i należy im się szacunek, tak jak należy się każdemu człowiekowi. 

Także rodzicom warto wybaczyć ich błędy i podziękować za to czego nas nauczyli. Mamy to szczęście, że możemy uczyć się na ich błędach i wybierać inne formy wychowania niż oni stosowali. Ja proponuję postawić się na miejscu dziecka i zapytać go co czuje. Jeśli się tego nauczymy będziemy mogli mu i sobie pomoc, dzięki czemu wychowamy dobrego i silnego człowieka. 

Kiedy wielokrotnie wracałam do zeszłego weekendu i całej tej sytuacji, do głowy przyszła mi jeszcze jedna myśl. Ten biedny chłopiec, który swoją agresją próbował zwrócić na siebie uwagę, atakował głównie dziewczynki. I chociaż może był to czysty przypadek, to wciąż zastanawiam się jak długo jeszcze jego Mama będzie czekać zanim w jej rozumieniu, chłopiec zacznie rozumieć. Czy właśnie nie wychowuje małego boksera kobiet? Z historii jakie przez ten tydzień usłyszałam od znajomych, z którymi podzieliłam się swoją przygodą, wynika, że chłopcy o wiele częściej, niż dziewczynki, używają przemocy do komunikowania się z otoczeniem. I wcale mnie to nie dziwi, bo myślę, że w naszym kraju jeszcze długo będzie utrzymywać się teoria, że "chłopaki nie płaczą", "jesteś chłopcem, bądź twardy" i inne tego typu głupoty. Otóż moi Drodzy Rodzice, tak jak dziewczynki nie muszą być grzeczne bo są dziewczynkami, tak chłopcy są „wyposażeni” w takie same emocje i uczucia jak kobiety, po to by ich używać, a nie ich unikać, bo to właśnie prowadzi do stosowania przemocy, która jest objawem bezsilności, a nie odwagi.

Tym razem polecam na koniec nie pozytywną nutę, a bajkę "W głowie się nie mieści" o emocjach, którą warto żeby obejrzały nie tylko dzieci, ale i rodzice :) 


Jeśli po przeczytaniu tego wpisu ktoś z Was nie zrozumiał co chcę powiedzieć to ta bajka wspaniale to obrazuje. DZIECKO WSZYSTKO ROZUMIE, a każde uczucie i emocje (nawet te, które wydają się nam złe i niepotrzebne jak: smutek, złość, strach) są mu potrzebne, tylko musimy nauczyć go je nazywać i radzić sobie z nimi :) 

PS Rzadko to robię i Wy pewnie też, ale tym razem uważam, że jest to na tyle ważny wpis, że nie poczujecie się urażeni jeśli poproszę Was o jego udostępnienie na Facebooku, Instagramie, Pocztą, Mailem lub przez telefon Waszym znajomym, przyjaciołom i rodzinie ;) Może dzięki temu dotrze do niektórych, że era na niepłaczących chłopców i grzeczne dziewczynki już dawno się skończyła. Chyba, że dalej chcemy wychowywać społeczeństwo pełne damskich bokserów i ofiar ich pseudo męskości. Z góry Dziękuje!


Dobrego weekendu!
LU

Pin It

24 komentarze:

  1. Dziecko jest lustrem rodziców.. on po prostu pokazywal co tatus robi mamusi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takimi odważnymi słowami, bym się wstrzymała, to tylko hipoteza, jedna z wielu, by tak mówić trzeba by było ją potwierdzić . . .

      Usuń
    2. Kurczę o tym samym pomyślałam. No bi skąd takie wzorce??

      Usuń
    3. Ojjjj, to jest tak pochopny wniosek, że aż obraźliwy. Większość dzieci ma w pewnym etapie rozwoju etap bicia, to co, mamy założyć że 80% rodzin to rodziny patologiczne? Mój syn też taki etap przechodził, i również bił głównie młodsze dziewczynki, bo chłopcy odpłacali mu tym samym. Za każdym razem rozmowa, jak trzeba to izolacja od innych dzieci. I przeszło. A mąż chyba by spłonął zanim by podniósł rękę na mnie lub kogokolwiek innego (nie tylko kobietę).

      Usuń
    4. Cieszę się,że miałam okazję poznać taką mądrą,sympatyczną osobę.Pozdrawiam Cię i Twoją rodzinkę.


      Usuń
    5. To przesada. Mój trzylatek też bije(rzadko ale jednak zdarza mu się), a jesteśmy normalna kochająca się rodzina, nikt nie używa przemocy, mam starszego syna lat 10 i w życiu nikogo nie uderzył.
      Na nic się zdają tlumaczenia, rozmowy, kary, ja na miejscu rodziców chłopca zabrałabym go z bawialni.
      Niestety są dzieci do, których ciężko dotrzeć, uparte.

      Usuń
    6. Też bym była daleka od wysuwania tak krzywdzących całą rodzinę wniosków, ale jest to jedna z opcji. Chociaż raczej bardziej prawdopodobne, że się głupich bajek naoglądał albo naśladuje jakieś inne dzieci. Tak jak powiedziała ktoś wyżej dzieci przechodzą fazę na bicie, i nie ma w tym nic dziwnego, ani wyjątkowego, swoim postem chciałam tylko uświadomić ludziom, że nie można tego zostawiać bez reakcji, myśląc że to samo minie. Wychowanie dzieci to nie raz trudna i ciężka praca, ale skoro zdecydowaliśmy się na nie to nie mamy wyjścia. Trzeba ją wykonywać. Ja wierzę, że systematycznie i dobrze wykonywana w końcu zaowocuje sukcesem :)

      Usuń
    7. Lu, ja też kiedyś tak myślałam. Dopóki nie okazało się, że synek koleżanki to właśnie taki postrach wszystkich dzieci. I pewnie, gdybym, go pierwszy raz zobaczyła w akcji, to miałabym jak najbardziej złe myśli o jego rodzicach i ich kiepskich wychowaniu. Ale że ich znam, to wiem, że są normalną rodziną, starsza córka (!) to cud, miód i orzeszki, a młody ma ADHD, SI, astmę (więc ogranczone możliwości ruchu i go roznosi, zwłaszcza z jego ADHD) i inne taki (brał udział w wypadku samochodowym i od roku kilkulatek ma terapię).

      Także oczywiście wychowanie swoje, a pewnie uwarunkowania swoje. Nie krzywdź innych ludzi pochopnymi osądami. A już posądzenie o naśladonictwo dorosłych jest potworne.

      Usuń
  2. O rany, we mnie się aż zagotowalo jak tylko przeczytałam. Jak bym była na twoim miejscu chyba bym tego tak grzecznie nie rozegrała. Bezstresowe wychowanie, czad. Ale szacun dla ciebie, naprawde. Rękami i nogami popieram!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, że dziecko wszystko rozumie. Przykładem jest moja córa - dwóch lat jeszcze nie ma, a już sama potrafi po sobie posprzątać, kojarzy różne rzeczy, pomaga mi w pracy czasem, jestem w stanie już z nią kilka spraw załatwić, bo wie, o czym mówię. I co z tego, że posługuje się kilkoma wyrazami, a całą resztę mówi w swoim języku. Ona rozumie, widzę to, i kontakt jest. Irytuje mnie okropnie infantylizowanie dzieci, traktowanie ich jak czegoś głupszego, bo małe i nie kuma... Ono właśnie rozumie więcej, niż się człowiekowi wydaje!

    Bosh... Sytuacja masakra... I weź dyskutuj potem z takim rodzicem... Tja... I to Ty jesteś "przewrażliwiona"... Uhm... Dobrą ripostą rzuciłaś - i wcale nie uznałabym, że ten kij to była przesada - skoro pozwalają mu na bicie już teraz, kto wie, w jakim kierunku się to potoczy...

    Nie zgodzę się z jednym - że dostanie kary w dzieciństwie jest usprawiedliwione, że te wszystkie "klapsy" były lekcją - nie były. Dzisiaj nie pamiętam już, o co wtedy poszło. Nie pamiętam, co złego zrobiłam, dlaczego mnie ukarano. Pamiętam natomiast swój ból, poniżenie, ogółem złe emocje, które mi towarzyszyły. Rozczarowanie, coś pękło w relacjach z rodzicami. I dzisiaj pamiętam tylko to: te złe emocje. Nic więcej, więc wg mnie słaba to lekcja. Taka pokroju... rób co chcesz dalej, ale tak, żeby nie zauważyli, bo dostaniesz karę, a ta jest niefajna. Nie że moje zachowanie było czymś złym, że nie powinnam była tak robić... Nauka przez wzbudzanie strachu przynosi efekty, ale na moment, poza tym nie zmieni Ciebie wewnętrznie, nie wpłynie na Twoje pojmowanie świata, może jedynie na pewne jego zewnętrzne przejawy...
    Zachowanie Twoich rodziców było fair - a pomyśl sobie, co by było, gdyby zamiast rozmowy z rodzicami koleżanki, a wcześniej ich rozmowy z Tobą, dostałabyś lanie i stanie w kącie przez godzinę? Zapamiętałabyś coś z tej "lekcji"? Zgadzam się - trzeba uczyć empatii. Ale są różne sposoby "wychowywania" dziecka i chciałabym podkreślić sposób, o którym sama wspominasz: ROZMOWA. A nie kary czy coś takiego... One bez rozmowy, same dla siebie niszczą, niczego kontruktywnego nie wnoszą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BTW, już po tym jak zamknęłam komputer, dalej rozmyślałam o tej sytuacji, która Was spotkała, bo nie mogłam się jeszcze przez chwilę uspokoić... I przypomniałam sobie coś: reakcję matki mojego kolegi z klasy w gimnazjum. Została wezwana przez naszą wychowawczynię, bo ten nasz kolega z klasy molestował moje koleżanki - takie głupie zaczepki jak dotykanie, branie na kolana siłą, jedną walnął książką w pupę, a że miała operację jakiś czas wcześniej, szwy poszły, puściła się krew... Więc miarka się przebrała. Stałyśmy z dziewczynami pod drzwiami, jako świadkowie zdarzenia, słyszałyśmy więc niektóre z wypowiedzi czy to naszej wychowawczyni, czy mamy tego chłopaka. I co? I z ust matki padło właśnie, że wychowawczyni jest "przewrażliwiona" - że przesadza, że jej synek na pewno nic takiego nie robił, że ona wie, że ma złote dziecko, że jak wraca ok. 18 do domu, to Damianek grzecznie w domu telewizję ogląda i czego od niego chcą. I taka gadka. NIC nie udało się wychowawczyni załatwić. A mina chłopaka... Triumfował. :(

      Niestety.
      Nie chcę napisać, że ci rodzice z sali zabaw będą się tak zachowywać w przyszłości, ale jeśli już teraz machają ręką, to nie wiem, co wydarzy się później... Bo przecież teraz ich maluszek nie rozumie. Potem że ma trudny okres. Potem że dojrzewanie. A jeszcze później, że przecież jak wracają wieczorami, to jest ok...
      Trzeba nagłaśniać takie sprawy, uświadamiać rodziców, że REAKCJA jest konieczna, bo dziecko musi znać granice... Ono najczęściej złe nie jest - takie małe na pewno nie - ale trzeba je poprowadzić... Samo się nie odnajdzie... A potem będzie tylko gorzej...

      Usuń
  4. Och mieliśmy podobna sytuację na wakacjach, siedziałam z córeczką przy wodzie a obok nas bawili się bracia wlewajac wiaderkoem wodę do pontonu, wyglądali na fajnych chłopaków. Córeczka na chwilę oddaliła się ode mnie aby zabrać łopatke i jak wracała to starszy z braci przybliżył się do niej i zaczął palcem ją tak lekko popychac, od razu to zauważyłam i pokiwalam mu palcem i co wtedy zrobił? Przez chwilę myślałam że chce objąć córeczkę ale tak jakby w ostatniej sekundzie zmienił zdanie (tzn penwie od razu miał taki zamiar ale zrobił to tak abym ja się nie zorientowała) i patrząc na mnie z całej siły ją popchnal :O a że córeczka jest drobniutka (stała do niego odwrócona plecami) od razu poleciała twarzą w piach :O o tyle dobrze ze wyciągnęła ręce przed siebie to nie uderzyła tak mocno głową o piasek a to był już twardy, mokry piasek :/ na szczęście matka tego chłopca zareagowała bardzo dobrze, od razu go wzięła i zaczęła coś mu mówić, niesttey nie wiem co bo mówiła po grecku. Pi jakimś czasie przyszli do nas i chłopak przeprosił ale raczej nic nie zrozumiał bo za jakiś czas znowu komuś coś zrobił :/ Od tego momentu bardzo uważam na inne dzieci które są większe od mojej kruszynki. No i oczywiście będę rozmawiała z córeczką co wolno a co nie, no ale raczej będzie z tych dziewczynek które nikomu nic nie zrobią :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawo :) Znakomity temat :)
    Ja dopiszę też historię z życia szkolnego. W klasach 1-3 dzieci miały doświadczoną i znakomicie rozumiejąca ich wychowawczynię - praktycznie nie bylo problemów wychowawczych, znały jasno ustalone przez nauczycielkę granice. W kl.IV zmiana wychowawcy i nagle zmiana zachowania większości uczniów. Co się dzieje? - pytam syna. Odpowiada: "Przy pani Lucynce to wiedzieliśmy co można, a co nie. A pani Tereska nigdy nic nam nie mówi, tylko złości się i krzyczy, jak robimy coś źle"
    Ja z tej historii wyciągnęłam wniosek taki - dzieci CHCĄ mieć jasno ustalone granice.

    Uściski dla Poziomki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W 100% się zgadzam! Tez kiedyś w takiej bawialni spotkała moje dzieci podobna sytuacja, a mamy "oprawców" w nosie miały moje uwagi....
    Moje dzieci uczęszczają na naukę pływania, w ostatnim semestrze jeden z chłopców cały czas dokuczał mojemu synowi, a to szarpnął, a to uderzył... mama tego chłopca stala tuż obok, gdy na zakończenie zajęć, ten nieszczęsny chłopiec wymierzył mojemu synowi policzek. Oczywiście żadnej reakcji... mój maż zwrócił jej uwagę, a ona bez emocji stwierdziła, ze ona nie jest od reagowania, tylko pani prowadząca zajęcia ��
    Tak ostatecznie zrobiliśmy, porozmawialiśmy z panią z basenu, ona zadzwoniła do rodzicow tego chłopca (którzy podobno stwierdzili, ze maja z nim "problemy") i rozdzieliła nasze dzieci do innych grup. Podobno ostrzegła nawet rodzicow tego chłopca, ze jeśli sytuacja sie powtórzy, usunie go z zajęć...
    Boję się o moje dzieci, gdy widzę te, które je otaczają....

    OdpowiedzUsuń
  7. Generalnie się zgadzam, jedynie co mi nie pasuje, to fragment o karach. Nie, kary to nie są efektywne metody wychowawcze. A już na pewno nie lanie i klapsy. To co zrobili Twoi rodzice, to nie była kara. Wytłumaczyli Ci co zrobiłaś źle, przedstawili efekty Twoich żartów (koleżance było przykro), co skutkowało tym, że musiałaś przeprosić, czyli ponieść konsekwencje swojego zachowania. Akcja - reakcja. To nie jest kara, to mądre i sensowne działanie. Gdyby, tak jak ktoś wyżej wspomniał, postawili Cię za to do kąta, czy dali klapsa, to podejrzewam, że nie przytaczałabyś teraz tej historii, bo jako dziecko nic byś z tego nie zrozumiała i nie zapamiętała.
    Kary uczą tylko takiego zachowania, żeby unikać ich w przyszłości. Może i dziecko będzie zachowywać się lepiej, ale nie dlatego, żeby nie sprawić komuś przykrości, tylko dlatego, żeby nie dostać znowu klapsa, nie mieć szlabanu itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak. Czasem wydaje mi się, że coś piszę i wiadomo o co chodzi, a okazuje się, że nie do końca dobrze to wyjaśniłam. W tym fragmencie miałam na myśli, że kiedyś były takie formy wychowania jak kary i lanie, które i ja miałam okazje odczuć na własnej skórze, ale żadnej nie przytoczyłam bo również nie uważam ich za odpowiednie, chociaż pamiętam za co i dlaczego je dostałam. Opisałam taką, którą uważam, że była mądra i pouczająca, dla mnie wtedy była to kara, ale tak jak mówisz jest to raczej konsekwencja czynów, która dała mi dużo do myślenia :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. No to teraz się już zgadzam w pełni ;)

      Usuń
  8. Z jednym się nie do końca zgodzę - raz w życiu dostałam lanie. Pamiętam gdzie to było, że się zsikałam, ale nie pamiętam za co. Kary cielesne niczego nie uczyły nikogo. I nie uczą, gwoli ścisłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, rowniez sie z Toba zgadzam i wydawalo mi sie, ze dosc jasno napisalam, ze tez nie uwazam ich za dobra metode wychowania. Niestety takie kiedys byly, trzeba wybaczyc rodzicom ich stosowanie i skupic sie na tym zeby je zmienic np. rozmawiajac z wlasnym dzieckiem :) Buziak!

      Usuń
  9. Myślę, że zareagowałaś zbyt emocjonalnie. Dzieci się biły, biją i bić będą między sobą. Zobaczysz to w przedszkolu, tam jest walka o przetrwanie. Mój pięciolatek zarówno dostaje kuksańce jak i czasem je sprzedaje, pomimo rozmów i tłumaczeń. Używa też czasem brzydkich słów. I nie, u mnie w domu się nie bijemy i nie przeklinamy. Myślę, że z dzieckiem należy rozmawiać, tłumaczyć niekoniecznie w miejscu publicznym i przy innych ludziach. Zdecydowanie lepiej jest "wziąć na rozmowę" w cztery oczy i na spokojnie. Pozdrawiam. Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnoscia widac bylo po mnie, ze sytuacja nie jest mi obojetna. Oczywiscie, ze dzieci sie bija, leja i wyzywaja i zupelnie inaczej bym do tego podeszla gdyby to byla jakas reakcja obronna, bitwa o zabawke lub jakis jeszcze inny powod dla ktorego chlopiec by uderzyl dziewczynki, ale nie jesli dziecko robi to bez powodu. A przede wszystkim rodzice nie reaguja na te sytuacje. Bo moim zdaniem nie masz racji mowiac, ze lepiej zrobic to pozniej (na boku juz przedzej) tylko w momencie kiedy to sie dzieje. Po czasie dziecko juz moze nie rozumiec co sie stalo. Ale oczywiscie to juz pozostaje w kwestii rodzica. Poza "przepraszam", które powinno być pierwszym, podstawowym krokiem w takiej sytuacji, bo przyklad idzie z gory, a bez niego to mozemy sobie mowic jak do sciany. Pozdrawiam, Lu

      Usuń
  10. Jestem absolutnie zachwycona Twoją reakcją :) Nie potrafię zrozumieć jak rodzice mogą być tak obojętni na agresywne zachowania swoich dzieci. Nie jestem jeszcze matką, ale miałam mnóstwo sytuacji pokazujących obojętność rodziców na niepoprawne zachowanie dziecka np. w stosunku do zwierząt. W związku z tym, że moja empatia przekłada się na wszystkie żywe istotny w około, nie tylko na ludzi, ale również na zwierzęta, wszelkie niepoprawne zachowania są przeze mnie zauważane i tak np. wielokrotnie usłyszałam zwracając uwagę opiekunom dziecka, że może przydałoby się nauczyć dziecko szacunku dla zwierząt, że jestem przewrażliwiona, nie mam poczucia humoru itd itd..ale co ma poczucie humoru do np. rzucania w wiewiórki kamieniami krzycząc Łapię POKEMONA? Kopanie psa? itd...w głowie się nie mieści jak w wielu ludziach zaniknęły zwykłe ludzkie odruchy. Nie wyobrażam sobie żeby zostawić dziecko samopas i pozwalać mu na wszystko bo przecież to dziecko-co za absurdalne tłumaczenie.. W takiej sytuacji nasze staropolskie przysłowie jest kropką nad i bo..czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci..

    OdpowiedzUsuń
  11. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...