Witajcie,
Lu ostatnio
pisała o wnętrzach to ja skupię się tym razem na zewnętrzach (tak Magda i Piotrek -
ta nazwa niedługo będzie występowała w słowniku) ;) Obiecałam także, że opowiem trochę
o ostatniej wizycie w Rotterdamie. Spróbuję to połączyć.
Tytułem wsprowadzenia wspomnę tylko tyle, że Rotterdam został całkowicie zniszczony w czasie II Wojny Światowej i praktycznie całkowicie odbudowany w latach 1950-1970. Zobaczcie jak im to wyszło...
Mimo wszystko wychodząc ze ścisłego centrum można już znaleźć typowe holenderskie uliczki i kamieniczki.
Miłego wieczoru!
Pozdrawiam,
Pozdrawiam,
An
Ciekawa architektura i miejsca. Może kiedyś uda mi się tam pojechać:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ jednej strony natłok form jest niesamowity i na początku też miałam mieszane uczucia, ale z drugiej strony to wszystko jest przynajmniej "jakieś", jest na czym oko zawiesić, jest kolorowo, jest się za czym oglądać.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko uważam takie otoczenie za bardziej interesujące niż szare, proste formy.
Ja raz byłam. Niezbyt mi się podobało. Ta uliczka w centrum wzdłuż kanału jest całkiem przyjemna, ale blokowiska są jeszcze gorsze i bardziej przytłaczające niż u nas. Mam wrażenie, że nie tylko w Warszawie powojenna odbudowa nie bardzo sie udała ;)
OdpowiedzUsuńOoo jakie budynki ciekawe!
OdpowiedzUsuńViola :)
Architekci nie żałowali swojej wyobraźni. Tak to powinno wyglądać, aby nie tworzyć budynków tylko estetycznie wyglądających, ale żeby zaznaczyć w nich ten twórczy pierwiastek i wyrazić samego siebie. Tak myślę :)
OdpowiedzUsuń