czwartek, 27 lutego 2014

Sri Lanka - w odsłonie drugiej...

W momencie gdy czytacie tego posta to ja szybuję sobie gdzieś po niebie w kierunku Polski...
W momencie gdy go piszę mam jeszcze dwa dni do wyjazdu, więc nadszedł krótki czas podsumowań i przeżycia wszystkiego raz jeszcze.

Powiem Wam szczerze, że cholernie nie chce mi się wyjeżdżać, ale co zrobić :( Jutro ostatni dzień, który caaaaaały caaaaalutki spędzę na plaży, wieczorem pakowanie a w czwartek rano samolot...

...ale na razie cofnę się w czasie do pierwszego tygodnia mojego pobytu na wyspie. A mianowicie dwa dni po przyjeździe, zmęczeni słońcem (czytaj poparzeni :P) postanowiliśmy trochę odpocząć i wybrać się na pierwszą wycieczkę. Znajomi, którzy byli tu wcześniej gorąco polecali wyjazd na dwudniowe safari, na które zresztą się zdecydowaliśmy.

Przygodę rozpoczęliśmy w niedzielę o 8:00 rano kiedy pod hotelem stawił się nasz kierowca i towarzysz dwóch następnych dni Hasante (niestety nie wiem jak pisze się jego imię jak również zapomniałam uwiecznić go na zdjęciu). Mieliśmy do pokonania około 200 km co okazało się nie lada wyczynem i zajęło nam jakieś 6 godzin. A mianowicie:

1) na wyspie ruch jest lewostronny
2) kierowcy jeżdżą jak wariaci - aż cud, że nie widać wypadku na każdym możliwym kroku
3) nikt nie jedzie szybciej niż 30/40 km/h

Całe szczęście mieliśmy wygodnego busa z klimatyzacją, a kierowca pokazywał nam po drodze dużo ciekawych miejsc.

Przystanek nr --> 1 Muzeum Maski

Maski z drewna to charakterystyczne wyroby tutejszego rzemiosła artystycznego. Wykorzystywane w obrzędach uzdrawiających i mające chronić przed demonami. Bardzo kolorowe ale udekorowane wręcz demonicznie. Sami zdecydujcie czy chcielibyście coś takiego powiesić sobie nad wejściem do domu :)








Przystanek nr 2 --> Kopalnia kamieni księżycowych.

Sri Lanka jest znana z wydobycia i obróbki kamieni szlachetnych i półszlachetnych. Odwiedziliśmy jedna  z takich kopalni, która wyglądała dokładnie tak:


Zapomniałam zrobić zdjęcia z daleka, na którym kopalnia wygląda się jak mała dziura w ziemi. Z bliska i na zdjęciu powyżej już jakoś się prezentuje. Jest to dół o głębokości 20 metrów, w którym Pan ze zdjęcia powyżej pracuje godzinę po czym godzinę odpoczywa :)

W czasie swojej godzinnej pracy nabiera do koszyka coś co wygląda jak grudy gliny, które następnie płucze w równie czystej wodzie :)


Z tego co zostanie w koszu...


...wybiera już konkretne kamienie. A może tam znaleźć: szafiry, rubiny, ametysty, topazy i wiele wiele innych.




Następnie kamienie poddawane są obróbce ręcznej...


...lub mechanicznej...


...i finalnie trafiają do Pana, który robi z nich biżuterię :)



Przystanek 3 --> to już nasze upragnione Safari... ale moment, trzeba zamienić busa na odpowiednio do tego przystosowany samochód...


...i ruszamy w stronę Parku Narodowego Yale. W związku z tym, że jest już późno i robi się ciemno, najpierw czeka nas kolacja i nocleg a na safari ruszymy dopiero następnego dnia o świcie.

Nocleg spędzamy w dość nietypowym miejscu, a mianowicie domkach na drzewie niemal przed samą bramą Parku Narodowego.





Muszę przyznać, że świadomość tego że domki znajdowały się na wysokości 25m a nad łóżkami zawieszone zostały moskitiery i że wszystko to zostało stworzone w konkretnych celu spowodowało, że oczywiście przez całą noc nie zmrużyłam oka :) Byłam pewna, że zaraz mnie coś zje, ukąsi, ukłuje...cokolwiek! Nie pomagał fakt, że w domkach byliśmy tylko my i głucha cisza, w związku z czym odgłosy zwierząt z zewnątrz były wyjątkowo donośne. Ciekawym doświadczeniem była także doba bez elektryczności, internetu, komórek itd. Lu - dałabyś radę? :)))

A tu nasz gospodarz Sudu, który wraz ze swoimi pomocnikami przygotował dla nas kolację zaraz po przyjeździe. Oczywiście same tutejsze przysmaki. Wspominałam już, że jedzenie na wyspie jest bardzo mocno przyprawione i wręcz wypala gardło? Przeciętny turysta nie jest w stanie zjeść tak przyprawionego dania, dlatego cokolwiek zamawiacie na wyspie zawsze trzeba zaznaczyć "no spicy" :))) 


Następnego dnia zaraz o świcie wypiliśmy kawę/herbatę i ruszyliśmy w drogę. Resztę zobaczycie na zdjęciach...














Zobaczyć tyle zwierząt na wolności i w ich naturalnym środowisku - bezcenne! I nie tyle same zwierzęta co i widoki były wręcz niesamowite. Po 4 godzinach jazdy i poszukiwaniu zwierząt, obrzydliwie brudni ale szczęśliwi wróciliśmy na śniadanie do naszej osady z domkami na drzewach. I to koniec przygody na safari. Jeszcze tylko 6 godzin drogi powrotnej i jesteśmy w hotelu :)))

To chyba tyle na dziś. Czeka Was jeszcze jeden odcinek ze Sri Lanki, ale to już w przyszłym tygodniu. A tymczasem piątek tuż tuż więc życzę wszystkim miłego weekendu! :)

Ostatni raz ze Sri Lanki

AN

P.S. aaaaaa i jeszcze obiecane zdjęcia żółwi dla synka Oli Zebry :)))





Pin It

5 komentarzy:

  1. Wspaniała podróż, zazdroszczę ;-)...A jakie piękne żółwie ;-) ;-) Franiu będzie szczęśliwy ;-) Dziękuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no i znowu zapachniało wakacjami :))))))))))) wspaniałe zdjęcia! buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspomnienia muszą być niesamowite z takiej wyprawy :))
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykłe....cudne wspomnienia

    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uuu, nie wiedziałam że takie super safari można sie wybrać na Sri Lance! Na pewno Twoja relacja będzie miała duży wpływ na decyzję odnośnie moich wakacji w przyszłym roku :)
    w takim domku na drzewie też kiedyś spałam. akurat była straaaaszna burza z piorunami... myślałam, że nie dożyjemy rana :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...