czwartek, 22 września 2016

Cała prawda o macierzyństwie

Wielokrotnie pisaliście żebym skrobnęła coś o macierzyństwie i moich doświadczeniach z nowonarodzonym dzieckiem. Nie sądze żebym była jakimś specjalistą w tej dziedzinie, w końcu Roma to moje pierwsze dziecko, ale na Instagramie nie ma dnia żeby ktoś nie pytał o to jak ogarniam tę naszą kuwetę :) Prawda jest taka, że… nie ogarniam (haha), ale mimo to mam na koncie parę sukcesów ;) Na początku było ciężko, wtedy wszyscy mówili, że gdy dziecku stukną 3 miesiące, z dnia na dzień będzie już tylko lepiej. Ja jednak dopiero po pół roku czuję, że osiągnęłam jakiś spokój i równowagę w byciu Mamą, więc mogę się z Wami swoimi odczuciami w tym temacie podzielić :) Tylko ostrzegam, trochę się tego zebrało przez 6 miesięcy :P


SZPITAL

Ludzie! Ja wiem, że cały świat się cieszy, że cudowne, zdrowe dziecko pojawiło się na świecie i każdy chce je tulić, całować i pieścić. Ale szpital to nie jest miejsce na odwiedziny!!! Mama, Tata, teściowie, najbliższa rodzina, ale też nie wszyscy na raz tylko jedna lub dwie osoby jednocześnie. Przecież na oddziałach pokoje są wielkości naparstka, ledwo mieszczą się łóżka i mydeliniczki z dziećmi, a gdzie tu jeszcze tłum gości do każdej z mam. Oprócz tego nie każda kobieta jest cała w skowronkach i świetnie radzi sobie od początku z dzieckiem. Nie raz widziałam jak leją się: pot, krew i łzy, więc sądzę, że niekoniecznie kobiety mają ochotę aby uczestniczyły w tym osoby trzecie. Fakt, że w ciągu tych kilku dni po porodzie człowiekowi już wszystko jedno jak wygląda i co sobie ktoś o nim pomyśli, bo są inne ważniejsze rzeczy, ale jakaś intymność i spokój aby się z tym wszystkim ogarnąć, kobiecie się należy! Poza tym przecież, Szpital to siedlisko chorób, na serio chcecie coś takiego komuś w prezencie przywlec? Chyba nie :) Z czystym sumieniem odmawiałam więc wizyt osobom spoza najbliższej rodziny.


TATA

Wielokrotnie słyszę: "A mąż Ci pomaga?". Nie cierpię zarówno tego pytania, ani słowa "pomaga"! W końcu Szarlatan to taki sam pełnoprawny rodzic jak ja! Zatem nie pomaga, a na równi ze mną zajmuje się Romą, domem czy czymkolwiek innym co dotyczy naszej rodzinki. Co to znaczy? Wiadomo, że nie na karmi Romy (jeszcze!), bo to ja zostałam obdarowana mleczną drogą, ale już wykąpać, przewinąć, pobawić, pójść na spacer lub zostać z nią wieczorem kiedy ja chcę skoczyć z dziewczynami na ploty, może bez najmniejszego problemu :) Ani razu, od początku naszej przygody z Romą nie wątpiłam w jego umiejętności wychowawczo-pielęgnacyjne. Ponieważ jednak on nie był ich pewien, przez pierwsze dwa tygodnie po porodzie (polecam urlop tacierzyński) to właśnie Szarlatan wykonywał wszystkie czynności wokół Romki aby nauczyć się tego jak najlepiej :) Teraz nie ma z niczym problemu, a nawet jeśli ma lub o czymś zapomni to też koniec świata przez to nie nastąpi, przecież mi też się to zdarza. Dla mnie najważniejsze jest to, że gdy na nich patrzę to widzę dwa zakochane w sobie Ziomki <3

Oprócz tego Szarlatan sprząta, gotuje, zmywa, pierze itd itp Nie wyobrażam sobie, żeby facet tego nie robił w domu! Nie zakładam też żadnego modelu rodziny w stylu, Szarlatan pracuje i zarabia, a ponieważ ja "siedzę w domu" to powinnam się zająć domem. Nie! Ja również pracuję, tylko, że nad wychowaniem fajnego człowieka. A jest to o niebo trudniejsze, bo mój "szef" (czyt. Romka) nie mówi w moim języku (ale rozumie co do niego mówię, o tym za chwilę) i muszę polegać na swojej intuicji żeby zaspokoić jego potrzeby. No więc kto ma trudniejszą pracę, ja czy Szarlatan? ;D W efekcie wygląda to tak, że jeśli znajdę wolną chwilę to pozmywam, odkurzę, wstawię pranie lub pościeram kurze, bo najzwyczajniej w świecie lubię mieć porządek w domu ;) Ale nie za wszelką cenę. Jeśli uznam, że wolę napisać post na blogu lub zrobić projekt kuchni, to po prostu to robię, bo wiem, że jak wróci Szarlatan to odkurzy lub zrobi kolację i korona mu z głowy z tego tytułu nie spadnie, a ja nie usłyszę "Dlaczego nie posprzątałaś?" ;)


KARMIENIE PIERSIĄ vs DIETA MŁODEJ MATKI

Ze szpitala wyszłam z długą listą zaleceń co powinnam jeść, a czego nie, jeśli karmię piersią. Dwa tygodnie stosowałam się do tego bulszitu i któregoś dnia powiedziałam dość! Muszę jeść to na to co mam ochotę bo inaczej zwariuje, stracę wszystkie zęby, włosy i dobry nastrój. A tego boje się bardziej niż jakiś kolek. Nie będę na wszelki wypadek rezygnować z truskawek czy pomarańczy, bo dziecko może dostać alergii ;) Jak przeżyła to Roma? No cóż, rzeczywiście mieliśmy trochę wybuchowych akcji (ale na pewno nie kolek), ulewek i cofań, ale nie doszukiwałam się ich przyczyny w swojej diecie. Raczej w niedojrzałym układzie pokarmowym, który musi nauczyć się trawić różne rzeczy i moim zdaniem im wcześniej „to zrobi”, tym lepiej. Generalnie nie minęły nawet 3 miesiące, wszystko się unormowało, a ja wciąż mam zęby :D Bo włosy to rzeczywiście lecą niemiłosiernie po ciąży. Mam jednak to szczęście, że Bóg obdarował mnie nimi sowicie, więc nie płaczę z tego powodu za bardzo ;)

Jeśli chodzi o karmienie piersią w miejscach publicznych i tę całą aferę wokół tego tematu to muszę powiedzieć, że nie rozumiem o co chodzi. Jeśli mam wychować zdrowego i fajnego człowieka to sama muszę takim być. Jeśli mam takim być, to muszę się ruszać, wychodzić z domu, prowadzić towarzyski i aktywny tryb życia, co wiąże się z karmieniem dziecka w różnych miejscach (park, restauracja, kawiarnia, centrum handlowe, basen, przychodnia, przystanek, autobus itp itd.). Przecież wiadomo, że dla mnie to również nic przyjemnego świecić biustem na ulicy, ale staram się robić to dyskretnie i mając na uwadze otoczenie. Może dlatego dotychczas nie zdarzyło mi się spotkać z jakąś nieprzyjemną reakcją społeczeństwa. A uwierzcie mi, że karmiłam już chyba wszędzie, nawet w kościele na ślubie :D Wręcz przeciwnie, wiele osób patrzyło na mnie ze zrozumieniem i czułością, co uważam za bardzo miłe i wspierające :) Gdyby jednak trafił się jakiś element, który ma z tym problem to moja odpowiedź byłaby jedna >>> "Cmoknij mnie w pompkę i naciśnij enter" (jka mawiała moja starsza koleżanka z hotelu), po czym dokończyłabym karmić :D Mam jednak nadzieję, że nie będzie to konieczne, bo wierzę, że ludzie zdają sobie sprawę, że karmiąc piersią daje dziecku to co najlepsze ;)

O karmieniu piersią, diecie i całej tej tematyce polecam poczytać bloga Hafija (o bujdach jaka jest dieta matki karmiącej przeczytacie tutaj)!


POWRÓT DO FORMY

To jest temat, o który pytacie mnie chyba najczęściej. Nie czuje się jakąś alfą i omegą, ale fakt, udało mi się już wrócić do wagi sprzed ciąży i z całą pewnością mogę powiedzieć, że czuje się dobrze w swoim ciele :) Czego to zasługa? Przede wszystkim moja własna, bo założyłam sobie, że będę się starać aby jak najszybciej stracić ciążowe kilogramy. Ale od początku nie byłam z tym sama, bo za moim sukcesem stoją też inni ludzie <3

Od początku był Szarlatan, który dbał o to abym miała czas na ćwiczenia, cudowny peeling z fusów kawy i oleju kokosowego oraz wcieranie ujędrniających i wyszczuplających balsamów (ja używam Eveline Cosmetics) na rozlazłe partie ciała (czyt. nogi, pupa i brzuch) po każdym prysznicu.

Kolejnymi skarbami, które odkryłam będąc już w ciąży to siemię lniane i picie ziół. Litr naparu z mięty, melisy, pokrzywy, czystka, szałwii, kopru włoskiego czy innego ziółka, to już mój codzienny rytuał, a siemię lniane do owsianki lub koktajlu to obowiązkowy dodatek! Nie będę się tutaj rozpisywać o ich dobroczynnym działaniu, bo w necie tego na pęczki, ale wierzę, że ich właściwości nie są bez znaczenia w moim sukcesie.

Do tego wszystkiego trzeba dodać aktywność fizyczną. A na początek są to spacerki, spacerki i jeszcze raz spacerki, bo wiadomo, że od razu na głęboką wodę nie można się porywać. Nawet jeśli było się osobą aktywną aż do porodu. Przed poważniejszą aktywnością najlepiej skonsultować się z doświadczoną w tym temacie osobą (położną, lekarzem, instruktorem aktywności fizycznej) i zapytać o jej ocenę naszego stanu zdrowia i możliwości powrotu do ćwiczeń :)

Ponieważ sama jestem instruktorem rekreacji osób starszych (a ciężarne i świeżo upieczone mamuśki to prawie jak osoby starsze ;D) i znam swoje ciało bardzo dobrze, już  w pierwszym tygodniu po porodzie próbowałam swoich sił w domu. Zwłaszcza, że przemiła Położna środowiskowa, która wpadała do mnie na oględziny, twierdziła, że moje ciało regeneruje się błyskawicznie :) Zaczęłam więc od kilku prostych ćwiczeń pozwalających na utrzymanie sprawności psychofizycznej. Oprócz tego co sama sobie serwowałam, otrzymałam od Położnej broszurę NIVEA BABY "Program Ćwiczeń dla Kobiet po Porodzie", który bezinteresownie polecam, bo jest na prawdę łatwy, dobry i przyjemny. Nie wiem czy można go gdzieś kupić, ale warto zapytać o niego w przychodni :)

Po 4 tygodniach własnych praktyk ruszyłam na pierwsze zajęcia do Agnieszki Grochowskiej, gdzie ćwiczyłam prawie całą ciąże. Do dziś pamiętam jak już na kilka dni przed byłam podekscytowana i przerażona jednocześnie. Miałam bowiem słuszne podstawy by sądzić, że moja "nieodkładalska" Roma pozwoli mi poćwiczyć zaledwie 15 minut i resztę zajęć skończę tańcując z nią na rękach. O dziwo zasnęła w głęboki zimowy sen tuż przed rozpoczęciem (całą drogę tłumaczyłam jej, że te ćwiczenia są dla mnie bardzo ważne i miło gdyby przycięła w tym czasie drzemkę ;), a ja nie pokładałam się ze szczęścia, że mogę poruszać się (sama, aż 60 minut!) z innymi kobitkami w rytm muzyki :D Tak też rozpoczęłam swoją przygodę z regularnym wysiłkiem fizycznym, dwa razy w tygodniu. Wystarczyło aby do lipca zrzucić około 13 kilo :)

Potem moja waga stanęła, ale i ja na czas wakacji, podczas których ciągle mnie gdzieś nosiło, nieco odpuściłam sobie zajęcia. Wróciłam za to do biegania i zapragnęłam jakiegoś mocniejszego wycisku. I tutaj z pomocą w połowie sierpnia przyszła mi Asia Zmokła. Moja dobra kumpela ze studiów i wysoko wykfalifikowany Trener Fitness. Zmoklas nie dość, że mnie kontroluje i motywuje, to co piątek daje niezły wycisk z ciężarami i innymi piłkami :D Ledwo się potem ruszam w weekend, ale przynajmniej mam wymówkę, żeby odpocząć po całym tygodniu różnych zajęć. Od września mój schemat ruchowy to: 1x w tygodniu bieganie, 1x zajęcia dla Mamusiek i 1x wycisk pod okiem Asi. Póki co to się sprawdza, ale już się zastanawiam nad jakąs gimanstyką z wózkiem w parku na Jesień :D

Przy tym wszystkim zapomniałam wspomnieć o moim schemacie żywieniowym, który przy zrzucaniu wagi jest dość istotny. Nie zadręczam się jakimiś dietami, ale mam taki swój schemat odżywiania, który się sprawdza:
- pierwsze śniadanie - owocowy lub warzywny koktajl, nie raz też zmiksowane owsianki i kasze. Regularnie wrzucam na Instagram pycha eksperymenty, które mi wychodzą :) Polecam zajrzeć jeśli brak Ci pomysłów!
- drugie śniadanie - kanapki. Chleb kupuje w okolicznych piekarniach. Dzięki temu, że jem go raz dziennie śmiało wydaję więcej na jakiś pełnoziarnisty, bez mąki pszennej czy inny wypas na wagę, który jemy przez cały tydzień. Bo prawdziwy i dobry chleb może tyle leżeć ;)
- obiad - różnie, czasem makaron, czasem same warzywa lub ryba na parze, czasem kasza z warzywami. Mięsa sama nie robię bo nie umiem i nie lubię robić. Najczęściej jadam je u Mamy w weekendy, tak samo jak klasyczne obiadki w stylu kotlecik, ziemniaczki i surówka :) W domu robię coś prostego i szybkiego. A Szarlatan coś mięsnego. Właściwie to on wieczorem robi nam obiad na następny dzień. Sobie do pracy, a mi… bo mnie kocha ;D
- kolacja - coś lekkiego, np. różnego rodzaju sałatki, kiszona kapusta (na jesień i zimę w sam raz), rzadko chleb, ale też się zdarza. Tak jak i pizza czy tortilla de patatas :D

Poza tymi kilkoma zasadami, zasad brak. No może jeszcze taka, że nie kupuje i nie pije soków, coca-coli i innych słodzonych napoi (głównie na imprezach lub u kogoś w gościach, tak to woda i zioła), nie kupuje i nie jem słodyczy (po ciąży jednak zdecydowanie rzadziej odmawiam, niż było to przed) oraz nie słodzę niczego oprócz porannej kawy zaparzanej po kubańsku (przypomina mi wakacje w Starachowicach) ;)

Karmienie piersią tez nie jest bez znaczenia przy zrzucani wagi, warto o tym pamiętać ;)


SEN

Czyli jak to się stało, że Roma śpi sama w łóżeczku? :) Otóż nie mam nic przeciwko jeśli ktoś śpi z dzieckiem, ale ja wiedziałam, że ze swoim spać nie chcę! I nie dlatego, że tego nie lubię (bo lubię tego wtulonego we mnie Dziabąga), a przede wszystkim dlatego, że jest to niewygodne! Nie tylko dla mnie, ale i dla nas wszystkich. Tak więc już od drugiego dnia w domu, Romka lądowała po kąpieli w swoim łóżeczku. Na początku mocno protestowała więc Szarlatan usypiał ją (śpiewając) na rękach i wtedy dopiero odkładał do łóżeczka. Po około miesiącu ta metoda przestała jednak skutkować, a Romka robiła się co raz bardziej nieznośna. Opadały nam ręce i umierała nadzieja na to, że zaśnie na rękach :P Tak też wpadliśmy na genialny pomysł aby ją po prostu odłożyć do łóżeczka bez tego całego huśtania i śpiewów. I co? Odwróciła się i zasnęła :D Od tamtej pory robimy tak co dzień. Bywa oczywiście, że Roma zasypia przy piersi, bywa, że głaszczę ją po główce i śpiewam kołysanki zanim zaśnie. Bywa też, że to nie pomaga i godzinę po karmieniu lajlalajla i zabawa trwa w najlepsze. Ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Ponieważ wiemy już, że potrafi sama usnąć w łóżeczku, nigdy nie poddajemy się do końca. Tzn. kiedy ona jęczy, stęka i tłucze się na wszystkie strony (nie mylić z rzewnymi łzami) my cierpliwie tłumaczymy jej, że czas już spać i niech nie robi scen ;D W większości przypadków działa :) W ogóle to w tej kwestii (i wielu innych, może kiedyś napiszę o tym osobny post) mieszkanie w kawalerce sprawdza się rewelacyjnie i nie wiem jak ogarnę to usypianie w większym mieszkaniu :P Mam wrażenie, że tutaj Romka słyszy nas i widzi, więc dlatego bez obaw usypia. Dla nas też to zresztą jest wygodne, bo poruszamy się po całym M i ogarniamy swoje sprawy, kiedy ta stara się nas przekabacić aby wyjąć ją z łóżeczka :D

Czy Roma przesypia całe noce? Tak, zdarza się już od dawna. W ogóle zauważyłam, że gdy śpi w łóżeczku zdecydowanie rzadziej budzi się na karmienie niż wtedy kiedy śpi ze mną (np. gdy jesteśmy u Babci Gabi). W każdym razie karmie ją i odkładam do łóżeczka, chyba że zasnę zanim skończy, a tak też bywa :P Co jeśli obudzi się w nocy i urządza imprezę? Udajemy z Szarlatanem, że jej nie słyszymy :D A jeśli śpi z nami to już w ogóle drastycznie odwracamy się do niej plecami i idziemy spać dalej :D Koniec końców kuma, że nie jesteśmy zainteresowani zabawą i zasypia z nami :)

Na koniec cos a propos spania na brzuchu, bo wiele osób o to pyta widząc, że Roma śpi na nim. Mało tego, ona często zasypia twarzą wklejona w materac :D Na ten temat mam do powiedzenia tylko tyle, że skoro tak lubi i potrafi to ja nie panikuj i nie nasłuchuję, czy oddycha. Tak wiec nie mam monitorów oddechu, super niań i innych elektronicznych dobrodziejstw, a jedynie spokój i zaufanie do własnego dziecka. Wierze, że nie dąży do samozagłady tylko efektywnego wypoczynku. A jeśli w jej przypadku oznacza to spanie na brzuchu (z resztą Szarlatan tez tak śpi) to proszę bardzo, feel free :)


DZIECKO WSZYSTKO ROZUMIE

Odkąd Romka otworzyła te swoje wielkie oczyska zaczęłam do niej mówić. Co mówię? Wszystko co mi ślina na język przyniesie. O tym co robię, co widzę, co planuje, jak lub z kim spędzimy dzień :) Rozmawiam z nią jak z dorosłą osobą, proszę, tłumaczę i wymagam. Nie pieszczę się i nie cackam. Chyba, że się bawimy, przytulamy, całujemy i pierdzioszkujemy :D

Oprócz tego śpiewam i tańczę z nią, to w domu to w samochodzie do tego co leci w radiu (jak to mówi moja siostra, jestem mainstreamem) :D Sama to uwielbiam, a widzę, że i Romce się podoba więc cieszę się, że mam z kim potupać nóżką i pośpiewać :D W każdym razie zmierzam do tego, że traktuję dziecko jak rozumną istotę od początku i widzę tego same pozytywne rezultaty :) Otóż już półroczna Roma potrafi wykazać chwilę cierpliwości jeśli powiem jej, że za moment się nią zajmę tylko chcę coś dokończyć. Zdarza się, że kiedy proszę ją aby czegoś nie robiła ona zaprzestaje tej czynności. Zasnąć grzecznie, kiedy przykładam palec do buzi, mówię "Ciiii" i tłumaczę jej, że czas na drzemkę też potrafi itd. Piosenki, które śpiewam również już poznaje. Także wiem, które ją uspokajają, a które rozbawiają i to jest mój As w rękawie ;)

Kiedy Roma miała miesiąc Babcia Gabi podpowiedziała mi abym powtarzała jej też różne sylaby Ma-Ma, Ba-Ba, Ta-Ta. Efekt jest taki, że Roma już od dobrych dwóch tygodni gada jak najęta Ba-Ba, Ga-Ba, Da-Da, ostatnio nawet powiedziała Ka-Wa kiedy przebudziła się po południowej drzemce :D Nie wspomnę o Idę, Dzidzia, Daj i Nie, bo już mi się przejadło ;) Piszę o tym ponieważ często spotykam się z uwagami ludzi w stylu: "Przecież ona nic nie rozumie!", "Ona jest za mała żeby to zrozumieć!", "Rozmawia Pani z takim małym dzieckiem?", "Jeszcze długo nie będzie rozumieć co się do niej mówi" itp. Ja tam się jednak tym nie przejmuje i gadam do "gondoli" od początku ;D Wam też polecam, bo nawet jeśli dziecko nie rozumie słów to z pewnością emocje, mimikę twarzy czy język ciała!


UWAGI INNYCH

To jedna z tych spraw, która irytowała mnie od początku! O ile ze spokojem mogę przyjąć i rozważyć rady mojej Mamy czy Świekry (Babć już nie hehe, niestety większość jest przestarzała ;), sióstr lub koleżanek o tyle uwagi obcych osób doprowadzają mnie do szału. A uwierzcie mi, że ciągle ktoś taki mi się trafia ze swoimi złotymi radami: "Jej jest zimno!", "Ona jest głodna!", "Pani założy jej czapkę!" (to moja ulubiona), "Gdzie to dziecko ma skarpetki?", "Będzie miała Pani problem z tym paluszkiem, lepiej da jej Pani smoczek!", "Pani uważa ona zaraz spadnie!", "Pani jej nie daje tego dotykać!". Tak! Jestem złą matką i robię wszystko żeby zgładzić swoje dziecko :D

A może po prostu robię to co uważam za słuszne i wychowuje dziecko tak jak potrafię najlepiej? W naszym kraju niestety nie ma miejsca na zaufanie do młodej matki i jej intuicji. Więc jeśli szykujesz się do tej cudownej roli droga czytelniczko, przygotuj się na to, że większość naszego społeczeństwa Ci na to nie pozwoli! Polecam zatem już teraz zaopatrzyć się w jakieś riposty w stylu: "Dlaczego nie założyła Pani rajstop, zmarznie Pani, jest tylko 30 stopni!?" "Chyba niedokładnie ogoliła Pani nogi?" lub "Powinna Pani chodzić wcześniej spać, ma Pani podkrążone oczy" ;) Tak wiem, złośliwa jestem, ale uwierzcie mi złote rady wszystkich wokoło są tak upierdliwe jak brzęczące komary w środku nocy nad głową. Różnica jest tylko taka, że nie ma na nie off-a :P Także albo je puszczaj mimo uszu albo przygotuj sobie kilka solidnych tekstów ;D

Żeby nie było aż tak tragicznie spotykam się też z miłymi komentarzami. A mój ulubiony to ten, który usłyszałam niedawno w kolejce przy kasie w Makro >>> "Pani uważa, bo podobno dzieci, które lubią sokać palec są uzdolnione artystycznie!". W końcu ktoś coś mądrego powiedział i tego się trzymam ;D


KRYZYS

Mówi się, że pierwsze 3 miesiące są najtrudniejsze. Gucio prawda! Pierwsze 3 miesiące to była bajka w porównaniu do tego co przytrafiło mi się potem. Ciężko to wytłumaczyć, ale na początku mimo braku instrukcji obsługi do dziecka, nieprzespanych nocy i ogromnego zmęczenia po porodzie odnajdywałam jakąś anielską cierpliwość i nadprzyrodzone moce niezbędne do ogarniania tego naszego Dziabąga. Pamiętam jak pytana na początku jak mi idzie z małą i jak się czuje w nowej roli szczebiotałam "Nie sądziłam, że to takie łatwe i przyjemne" (Ach t endorfiny!) :) Nie wiem jakim cudem udało mi się w tydzień nawet balkon odmienić :P Oprócz tego ilość telefonów, wiadomości, kartek, odwiedzin, zachwytów, gratulacji i podziwów nie było końca, a ja i Roma byłyśmy epicentrum wszechświata! Momentami było to męczące, bo kobieta w połogu potrzebuje raczej spokoju i odpoczynku, a nie 300 pytań na tydzień "kiedy możemy Was odwiedzić" ale wciąż bardzo miłe ;)

Po tych teoretycznie najgorszych 3 miesiącach w moim przypadku energia i dobry nastrój się wyczerpały, a wdarła się mini depresja spowodowana rutyną. I mimo, że nie straciłam pozytywnego nastawienia do Romki, to uwiązanie spowodowane karmieniem piersią oraz prozaiczne zajmowanie się dzieckiem, zaczęło mi mocno doskwierać. Nie bez znaczenia były też inne niedogodności i problemy, z którymi musiałam się uporać w tym czasie: brak Szarlatana w domu (praca 7 dni w tygodniu, nawet przez kilka miesięcy to zdecydowanie za dużo!), brak samochodu, brak windy do mieszkania, wymiana elektryki w całym bloku, ciągłe wyprowadzki na weekend z domu, pakowanie i rozpakowywanie itd. Odezwały się też nieprzepracowane tematy z dzieciństwa, które tak silnie trzymały mnie w miejscu, że nie obeszło się bez wsparcia wyedukowanego specjalisty. Zresztą wpadłam na ten pomysł dzięki blogerce, która swoimi tekstami przekonała mnie, że to najlepiej zainwestowane pieniądze w jej życiu (Dzięki Nishka!) Rzeczywiście potwierdzam! Żadna sukienka czy nowe buty nie dały mi tyle szczęścia i wewnętrznego spokoju, co cotygodniowa wizyta u psychoterapeuty

Z własnych sposobów na powrót uśmiechu mogę polecić Wam kilka. Przede wszystkim wyjście z domu! Przynajmniej raz dziennie planuje jakieś spotkanie z koleżanką/kolegą (Asia, Iza, Gosia - Dziękuje! <3) lub rodziną, wspólne zajęcia z innymi Mamami, bieganie lub zakupy. Co kto lubi. Ważne aby wyjść do ludzi i porozmawiać o czymś innym niż dziecko :P No właśnie, bo ja nie z tych Mam co to godzinami będą rozprawiać o tym ile spała mała lub jaką kupę zrobiła ;) Mam garstkę takich Mam co to wymieniamy się swoimi radościami i problemami, omawiamy jakieś dziecięce sprawy, ale niezapytana przez kogoś jak tam i co tam, w ogóle nie ruszę tego tematu, bo na spotkaniu wolę porozmawiać o podróżach lub dobrym filmie ;)

Druga sprawa to ruch! Już pisałam w powrocie do formy, o tym co i jak robię, więc nie będę się tu drugi raz rozpisywać, ale aktywność fizyczna najlepiej rozładowuje napięcie i poprawia nastrój. Endorfiny, świeże powietrze, muzyka itp itd. Wszystko to, daje niezłego kopa do działania i chwilę tylko dla siebie :) Więc jeśli tylko możesz zostawić z kimś dziecko to idź na fitness, pobiegać lub popływać. Od razu poczujesz się lepiej. Ja przynajmniej tak się czuję, jeśli robię to regularnie :) Wiem, ciężko się czasami zmotywować i jeśli masz z tym problem. to najlepiej znajdź sobie kompana lub kata. Mnie pogania Szarlatan i Asia, bo wiedzą, że potrafię znaleźć różne wymówki żeby skutecznie zaniedbać temat aktywności ;D

Trzecia sprawa to zrób/kup coś dla siebie! Wiem, że ilość rzeczy i bajerów dla dziecka w dzisiejszym świecie jest tak piękna, dostępna i kusząca, że ciężko się oprzeć przed kolejną sukienką lub słodkim misiem. Ale zrób czasem coś dla siebie. Idź do kosmetyczki, fryzjera, idź pobiegać lub na kawę i ciastko do kawiarni, kup sobie ładną bieliznę lub umów na wizytę do psychoterapeuty ;) To o niebo cenniejsze i dla Ciebie samej i dla dziecka. Za chwilę powiem więcej.


POMOC

Czwarta sprawa to pomoc! Jest tak ważna, że wezmę ją pod lupę osobno. Jeśli dobrze pamiętacie to proszenie o pomoc w ciąży nie przyszło mi zbyt lekko. Tym razem od początku korzystam z tej dogodności. Powiem nawet więcej, nie wiem co bym zrobiła bez mojej Mamy czy Świekry! Nie wstydzę się tego, że Babcia Gabi  czasem mi gotuje, zmywa naczynia lub zabiera Romkę na spacer. A Babcia Krynia przywozi mi warzywa ze swojego ogródka i wędliny z własnej wędzarni lub zajmuje się dzieckiem kiedy ja idę pobiegać. Dzięki ich pomocy mogę wciąż realizować swoje pasje, wyjść z mężem do teatru lub najzwyczajniej w świecie odpocząć. Zresztą co tu dużo gadać, Babciom to sprawia przyjemność więc czemu im tego odmawiać :D Gdybym nie karmiła piersią albo Roma umiała pić z butelki, w ogóle oddalałabym się częściej i dalej pozostawiając ją pod opieką Babć. Nie widzę w tym nic złego. Wręcz uważam za normalne, że potrzebuje chwili dla siebie, a moje dziecko lepiej i szybciej się rozwija. Zresztą jeśli kiedykolwiek będziecie odwiedzać kobietę po porodzie lub świeżo upieczoną matkę proponuje zamiast prezentów w formie zabawek ugotować jej obiad lub wziąć dziecko na spacer ;)

Pomoc to również wsparcie innych (bardziej doświadczonych) osób w czysto obsługowych kwestiach. Ja np. bałam się obciąć Romie paznokcie :P Były tak malutkie i miękkie, że bałam się, że zrobię jej krzywdę. Z pomocą przyszła moja koleżanka Asia, która jest prawdziwą Menager Domu i Mamą na 6+, w przeciwieństwie do mnie :P Pępek, który mnie przerażał pomagała mi doglądać Położna. A Agnieszki z Pretty Pleasure to już na okrągło o coś pytam, bo jest niezłym kotem w dziecięcej tematyce ;D Podsumowując chodzi mi o to, że nie ma się czego bać jeśli mamy jakieś obawy lub czegoś nie wiemy :) Pytać, prosić, pytać i jeszcze raz prosić o pomoc!


SZCZESLIWA MATKA TO SZCZĘŚLIWE DZIECKO


Ja każdy dzień zaczynam od pytania do samej siebie. "Na co masz dziś ochotę?" "Co Ci sprawi radość lub uczyni, że ten dzień będzie piękny?". Nie to żebym była taka zdolna i sama wpadła na ten pomysł. Tę prostą i oczywistą mądrość uzmysłowiłam sobie na jednej z sesji u terapeuty. Od tamtej pory zupełnie inaczej spojrzałam na to co robię i zrozumiałam, że jest to klucz do sukcesu w udanym i szczęśliwym macierzyństwie! Zacznij od siebie i swoich potrzeb. Jeśli najpierw zadbasz o swoje wewnętrzne dziecko, to Twoje dziecko z krwi i kości też będzie zadbane. Dlaczego? Ponieważ będzie miało szczęśliwą Mamę, a szczęśliwa Mama to najlepsza Mama! Nie bez powodu w wielu sytuacjach zagrożenia mówi się, najpierw kobiety potem dzieci, najpierw załóż sobie maskę potem dopiero dziecku itp. W przypadku codziennego życia powinno stosować się tą samą zasadę i szkoda, że tak mało mówi się o tym młodym matkom. Zazwyczaj wszyscy szczebioczą nad dzieckiem i pytają o nie, zamiast zwrócić uwagę na Matkę i dać jej do zrozumienia, że jej potrzeby też są ważne. Nic więc dziwnego, że młode kobiety mają potem wyrzuty sumienia zostawiając dziecko pod opieką kogoś innego lub przestawiając je na butelkę. Każdej matce polecam przeczytać sobie tekst Segritty >>> Dlaczego matka powinna być egoistką. Ponieważ filmik, który poleca w nim obejrzeć nie dział,a załączam go poniżej. Posłuchajcie koniecznie mądrej i doświadczonej matki jaką jest Jada Pinkett Smith, żona Willa Smitha :)


NA KONIEC


Na koniec powiem Wam jak to jest na prawdę. W macierzyństwie nie ma nic trudnego. Nie doświadczyłam dotychczas nic bardziej naturalnego i oczywistego. Czegoś czego nie musiałam się uczyć, a i tak znałam odpowiedź i wiedziałam jak się zachować. Dopóki nie zostałam mamą nie zdawałam sobie sprawy, że matczyna intuicja jest tak silna! Że żadna książka nie nauczy mnie tyle ile moje własne dziecko i jego obserwacja. Że mam w sobie nieskończone pokłady cierpliwości i radości, które pomogą mi to wszystko ogarnąć :)

To nie zmienia jednak faktu, że bywa ciężko! Do dziś pamiętam dni kiedy błagaliśmy z Szarlatanem niebiosa o litość, a ręce opadały nam ze zmęczenia. Kiedy Roma nie dawała się odłożyć przez cały dzień, a ja ledwo co miałam czas na toaletę czy przygotowanie sobie czegoś do jedzenia. Jak przeżywaliśmy pierwsze kąpiele, bo każda kończyła się wrzaskiem i łzami (w efekcie dopóki nie skończyła miesiąca i zaczęła coś widzieć, umyliśmy ją może ze 4 razy i żyje :P To dowód na to, że dziecka nie trzeba myć codziennie ;) nie do zniesienia. Znam nieprzespane noce i całe dni spędzone tylko z dzieckiem i dla dziecka. Zresztą zdarzają się do dziś ;) I wiecie co? Mimo to nie żałuje niczego, a wręcz przeciwnie! Mogę powiedzieć Wam, że ta nasza mała Romka to najcudowniejsza istota z jaką miałam do czynienia. Nic innego nie daje mi tyle radości na co dzień co ona! Wiem, że to dopiero początek naszej wspólnej drogi, ale jeśli chociaż w 50% będzie tak fajna jak dotychczas to będę najszczęśliwszą Mamą na świecie :D


Podobno jest teraz jakaś moda na narzekanie na ciąże i macierzyństwo. Nie wiem, ale ja jakoś tego nie odbieram jak narzekanie, ale mówienie na głos o tym jak jest na prawdę. Żeby nie umniejszać roli kobiet, które pracują, powtarzam pracują, a nie jak się zwykło mówić "siedzą w domu". Ja odkąd sama jestem pełnoetatową Mamą podziwiam je i zwracam im honor jeśli kiedykolwiek je obraziłam. Teraz wiem, że to zawód jak każdy inny i trzeba mieć do niego dar, którego sama nie posiadam na dłuższą metę. Gdy Roma budzi nas rano nie świergolę jakie mnie to szczęście spotkało, ale błagam o jeszcze 5 minut mówiąc "śpij albo wystawie Cię za okno" (uprzedzam, że to żart gdyby ktoś chciał gdzieś na mnie donieść). Ale rzeczywiście kiedy już wstanę, ogarnę się i spojrzę na tę naszą małą kopię, która ciągle strzela jakieś śmieszne maski, to słodki banan sam pojawia mi się na twarzy :D Nawet jeśli mózg jeszcze się dobrze nie rozgrzał i wyje ze zmęczenia ;P Dziecko to prawdziwy cud natury <3 A bycie częścią jego świata, obserwowanie jak rośnie i rozwija się, to radość, którą ciężko opisać!



zdjęcia no make up/no filter via Instagram

Ciekawa jestem jak jest lub było u Was? A jeśli dopiero szykujecie się do tej nowej roli w życiu to czy dzięki swoim doświadczeniom chociaż trochę Was do niej zachęciłam czy wręcz odwrotnie hehe? :) 

Dajcie znać koniecznie! Przeczytam na spokojnie w Niedzielę po Chrzcie Romki, bo do tego czasu szykuje niezłą imprezkę :D Załączam mały kolaż z dekoracjami Wiewiórka i Spółka , które mi do tego posłużą. Smakowitą całość pokaże już wkrótce! 


Dobrego Weekendu!

LU

PS Post o zabawkach, książkach, blogach i innych rzeczach, które mi się sprawdziły też chcecie? ;)

Pin It

51 komentarzy:

  1. Hej, Lu! Kiedyś napisałam do Ciebie w zakładce "Nowy czytelnik", a Ty odpowiedziałaś mi ciepło i serdecznie i zaprosiłaś do wchodzenia we dnie i nocy. No to wchodzę i za każdym razem kradnę Wam sporą porcję energii i napawam się Waszym dobrym nastawieniem do świata. W tym poście po raz kolejny "bije" od Ciebie mądrość z domieszką szaleństwa oraz barwny pragmatyzm. Na zdjęciach Romka kumuluje i potęguje w sobie Waszą ciekawość świata, życzliwość do otoczenia, spontaniczność i piękno. Niech Moc będzie z Wami, a Twoje posty z nami!!!! ;) Już nie mogę się doczekać kolejnych :):):) Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha boski komentarz, dziękuje Ci! Każdy taki znak tutaj jest niezwykle cenny :D I dzięki Tobie odkryłam nowe słowo >>> "pragmatyzm" haha :D Nawet nie wiedziałam, że to ta najprawdziwsza prawda się jakoś ładnie nazywa ;D Buziaki

      Usuń
  2. Tak chce post z zabawkami i książkami itp :) moje macierzyństwo przebiega podobnie do twojego;) w szpitalu odwiedzał nas tylko mąż, nie chciałam nawet rodzinki, po cc źle się czułam i fiz i psych. Nasza córeczka od samego początku nie robi nam problemów, nie było ani kolek ani ulewania ani płaczu . śpi z nami :P pierwszy sen najpierw był w kołysce która stała obok naszego łóżka a teraz już śpi w swoim łóżeczku. Potem laduja u nas, no ale dość często się budzi w nocy na jedzenie więc nie chciałoby mi się tak ciągle latać. Karmię wszędzie ale wybieram mniej zatłoczone miejsca aby każdy miał wybór czy przechodzić obok mnie czy nie :) no i przez to że mam małe piersi nie chce nimi nigdzie świecić hehhe. Od samego początku jem wszystko, wiedziałam że nie ma czegoś takiego jak dieta matki karmiącej i niczego nie eliminuje. Raz w tygodniu robię sobie przerwę i jadę na miasto poszaleć w sklepach :) zawsze słucham swojego wewnętrznegp głosu a nie tego co inni mówią, ubierz czapkę, skarpetki... A jest 30*C! Tak szczerzd to nie spodziewałam się że tak łatwo być rodzicem :) pewnie dopiero wszystko przede mną hehhe. Sprzątam lub nie, przeważnie nie i jak ktoś ma przyjść to jest szybka akcja że sprzątaniem, na szczęście nie robimy aż tak dużego bałaganu :) najgorzej było u nas z naczyniami, nie miałam kiedy zmywac a mąż tego nie lubił robić i tak rosło i rosło aż w końcu kupiliśmy zmywarkę :) teraz marzę jedynie onprzespanej nocy ale o dziwo nie jestem zombie, pierwszy miesiąc był tragiczny teraz już się przyzwyczaiłam do braku snu :) min kontakt ze światem? Moja komórka hahha Gwinoic domczarownicy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Ty! Brzmisz jakbyś miała już z 5 dzieci, a nie pierwsze :) Tylko się na Tobie wzorować! Przespanej nocy zatem ;D

      Usuń
  3. O tak, wiecej postow:)ten mimo ze dlugi czyta sie blyskawicznie i z zaciekawieniem.Matko jedyna jaka Ty jestes naturalna i szczera.Ja rowniez kradne ta mega energie do wroclawia.zapraszamy na spacer do nas:D pozdrawiam asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, bo mocno sie napracowalam i mialam sporo obaw przed publikacja ;) Pewnie, ze wpadne, nawet niedlugo, bo na poczatku listopada :D Polecasz jakies fajne knajpki czy inne miejsca warte zobaczenia?

      Usuń
  4. Fajnie, że są takie wyluzowany mamy, szkoda, że tak mało ich spotykam! Propsy za szczerość :) Pod większością podpisuję się obiema rękami, niestety występują drobne różnice, np mój nieodkładalski nie dał się odłożyć przez jakieś..3miesiace ;) (falowo powraca, ale jeszcze doświadczysz;) większość dni spędzałam jako jego materac, bo tylko tak zasypiał ;) ale szczęśliwie trafiłam na "Księgę Wymagającego Dziecka", która pomogła mi to zrozumieć , docenić i znaleźć siłę, by to ogarnąć :) druga różnica to taka, że nie mam takiej silnej grupy wsparcia, bardzo zazdroszczę! Tylko tego mi brakuje. Jednak choć nie wyobrażam sobie siebie jako pelnoetatowej mamy przez najbliższe 20 lat, to teraz mam mega frajdę. Wiem, że to jego najważniejszy czas i cieszę się, że mogę z nim być, poznawać go, pokazywać mu świat...i to jest najważniejsze, a nie czy jest pozmywane i wyprasowane ;) a heheh a propos komentarzy ludzi, to wyobraź sobie jak na mnie patrzyli jak latalismy na bosaka po placu zabaw ;) matka wariatka ;) teraz jeszcze dochodzą, że go poję wodą z cyca, ale co tam, mam dziecku wody żałować? ;) I choć czasem szlag mnie trafia ze zmęczenia i marzę, żeby zasnął jak najszybciej to potem i tak jak już śpi to gadamy z mężem co tam nowego zrobił i oglądamy na telefonach nowe zdjęcia i filmiki, bo jest najlepszy na świecie!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie powiedziane i tak trzymać :D Może jakiś spacerek razem? ;)

      Usuń
  5. Zachęciłaś, zachęciłaś :)
    Post długi, ale baaaardzo fajnie się czyta. I zdjęcia przesłodkie ❤️
    Pozdrowienia
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajowo, zatem postaram się częściej coś w tej tematyce pisać :))))

      Usuń
  6. Lu jesteś fantastyczną mamą :), ale słodzić nie ma co, bo wiadomo, jak to w życiu, samego rózu i pasteli to nie ma ;-), czasami wkradają się ciemne barwy, ale (teraz pojadę czymś patetycznym i ckliwym) trzymacie się razem jako RODZINA i to jest najważniejsze :). Masz cudne dziecko, Ty wydajesz się calkiem spoko babką ;-) także jest dobrze :). Przynajmniej dobra droga do dobra :)) .. Ja przy pierwszym dziecku ( za wyjątkiem koszmarnego porodu i długiego koszmarnego pobytu w szpitalu po porodzie) wspominam cudownie. Miałam za sobą różne życiowe zawirowania, terapie która pomogła mi uporać się z problemami z dziecinstwa, także w relacje z tata moich dzieci weszłam na spokojnie, tylko zakładać rodzinę ;-) .. Mania przesypiała całe noce w pierwszym miesiacu życia, mało plakała, uśmiechała się, za wyjątkiem ciągłej rehabilitacji nie mieliśmy z nią problemów. Chłonęłam bycie mamą każdego dnia .. kryzys, pisany wielkimi literami nadszedł, gdy urodziłam Janka. Bo za wcześnie, bo zawaliła się utworzona przez nas konstrukcja domu, bo maleńkie mieszkanie, bo 4 pietro bez windy, bo umarł mój tata na miesiąc przed narodzinami Jasia i została nam tylko moja mama, bo A. miał jeszcze większy kryzys niż ja, bo Jaś wisiał mi na cycu non stop i ciągle płakał bo mleka mu było mało, bo na nic czasu nie miałam, bo Mania energii ma za pięciu, bo Mania nie chce jeść, bo bałagan straszny, bo nie daje rady wyjść sama z domu z 2 dzieci, bo o wszystko muszę prosić A., bo .. mogłabym wymieniać jeszcze długo. W każdym bądź razie układanie rodziny we 4 wciąż trwa, ale od lata jest dużo, dużo lepiej :). A największa radość jest wtedy, gdy widzę jak moje dzieci za sobą przepadają, jak budują sobie swój wspólny świat, jak wszystko co pomiędzy nimi, jest tak poza tym co w mojej głowie, w moich kryzysach, nerwach czy smutkach i to jest fantastyczne .. Trzymajcie się ciepło super dziewczyny i niech zdrowie będzie z Wami :) ściskam, Sami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś Kochana <3 Miło mi, że podzieliłaś się tym wszystkim ze mną/nami tu na forum :* Ty też jesteś super kobitką, a Mania i Janek nie byłyby takie fajne (a wiem, że są ;) i zgrane gdyby nie Twoja opieka i ogrom czasu, serca, cierpliwości, miłości jaki im poświęcasz <3 Całuje i mam nadzieje do zobaczenie jeszcze nie raz zwariowana rodzinko! :D

      Usuń
    2. Też licze na kolejne spotkanie z naszymi maluchami :) teraz to się bedzie działo, Romcia zaraz będzie raczkowała, my zaczynamy chodzic przy meblach :). Buziaki

      Usuń
  7. Najbardziej przemawia do mnie stwierdzenie, że dziecko to istota rozumna. Dopóki sama nie miałam dzieci, zawsze wydawało mi się, że tak do 2-3 lat z dzeckiem nie można się dogadać, że nie (z)rozumie, co do niego mówimy, że nie jest odpowiednią osobą do prowadzenia konwersacji. A to wszystko nieprawda! Ja sama bardzo szybko doszłam do zaskakującego (mnie) wniosku, że dziecko rozumie absolutnie wszystko! A że czasem nie posłucha? Cóż, to trochę inna sprawa. Ja przez całą ciążę dużo śpiewałam i tańczyłam, jak młody się urodził również mu śpiewałam, kołysałam i duuużo mówiłam, głównie o tym, co robię teraz i co będziemy robić za chwilę... Później bardzo dużo opowiadaliśmy, bazując na ilustracjach w książkach... Skutek jest taki, że nasz niespełna dwuletni syn mówi całymi, złożonymi zdaniami i jest w pełni komunikatywny :) I rozumie WSZYSTKO! Pozdrawiam Was ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iha! Czyli jest duża szansa, ze i Roma tak bedzie zasuwac jak szalona wczesnij niz mi sie wydawalo :D Dzieki za Twoj glos! Buzialeee

      Usuń
  8. Jesteś fajną i mądrą mamą... Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny, mądry post, już pisałam. Wszystko, co przekazuje Lu, jest bardzo prawdziwe. Sama mam trójkę nastolatków i moje wnioski z dotychczasowego współbycia i wychowania są następujące:
    Wychowywanie dzieci czasem przypomina złudzenie pracy w fabryce aniołków świątecznych z waty cukrowej, tylko przy kontroli jakości okazuje się, że produktem finalnym jest odbezpieczony granat....
    Nierzadko przed oczami staje mi wielki, wyciągnięty od w moim kierunku, środkowy palec od życia. Np. wówczas, gdy po trzech latach współpracy okazało się, że w przeciwieństwie do pierwszego dziecka, które nauczyło się jeść wszystko i "robiło wrażenie" konsumując w towarzystwie kaszę gryczaną z kiszoną kapustą, lizaki wsadzało do doniczek z kwiatami, jako ozdobę, a mając do wyboru czekoladę i jabłko, wybierało jabłko. "Jak wy to osiągnęliście" - pytało zafascynowane otoczenie. A ja, pusząc się jak paw, odpowiadałam protekcjonalnie: "To proste - osoba od początku towarzyszyła nam przy stole, widziała, co jemy, mogła próbować, no to też je wszystko". Za chwilę urodziło się nasze drugie dziecko i przy tym samym stole, gdzie też widziało, co jemy i mogło próbować, nauczyło się jeść: mleko, suche pieczywo, makaron farfalle, ryż, suche mięso, buraki, marchew i kiszone ogórki, wszelkie słodycze i napoje gazowane (ukochane - poznane na imprezach towarzyskich od przedszkola), zero owoców. I NIC WIĘCEJ!!! I ów palec środkowy życia przekuł nadęcie i wypuścił protekcjonalizm i poczucie wszechwiedzy i wyższości.
    Trzeci człowiek jest najmniej biegunowy w kwestii jedzenia...
    Dzieci to ludzie, obdarzeni rozumem, emocjami, nastrojami, też się męczą, też się źle czują, też miewają gorsze dni, też im się nie chce. Chadzają na skróty i stanowią odrębne byty, od pierwszego dnia życia....
    Ale, dla mnie, dzieci to PRZEDE WSZYSTKIM doświadczanie dumy, radości, nieporównywalnych z niczym wzruszeń i uniesień, poczucie zachwytu i niedowierzania pod tytułem: "Czy naprawdę ona/on, córka/ syn niedoskonałej mnie i mojego subiektywnie najwspanialszego, ale obiektywnie, ludzkiego, z całym dobrodziejstwem inwentarza, męża, może być tak bezgranicznie fantastyczna/ fantastyczny???!!!" I tych ostatnich życzę Lu i Szarlatanowi i wszystkim rodzicom bez limitu. Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooo toś się kobieto rozpisałaś, ale rownie mądrze gadasz ;D każde dziecko jest inne i te metody, które stosuje mogą się okazać przy kolejnym dziecku nie skuteczne, a te wszystkie rady będę mogła sobie gdzieś wsadzić ;P Ale tak jak mówisz, dziecko to przede wszystkim mały człowiek, idealna mieszanka dwóch ludzi którzy się kochają i starają się dać mu to co najlepsze aby czerpał z życia całymi garściami :))) Dziękuje i nawzajem <3

      Usuń
  10. Bardzo chętnie przeczytam więcej postów o Twoich doświadczeniach, zabawkach, książkach i wszystkim co może pomóc młodej mamie :)
    Obserwuję Twój blog od czasów jak byłaś jeszcze w ciąży i Twoje podejście do tego tematu utwierdza mnie w przekonaniu że można być szczęśliwą matką i troszczyć się również o swoje potrzeby. Sama jestem właśnie na początku ciąży i staram się już teraz wyrobić sobie opinię na temat wychowywania dziecka.Po Romce widać że twoje metody wychowawcze dają radę.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, na Twoim miejscu nie opieralabym sie tylko na moich metodach, bo do konca taka normalna to ja nie jestem ;D Ale dlatego polecam tez inne fajne blogi, ktore sama lubie i podziwiam kobiety za ich sposoby na bycie fajna kobieta/mama :) Całuje i życzę powodzenia, poradzisz sobie i bez zadnych rad i blogow <3 No i dziekuje za Twoj komentarz :*

      Usuń
  11. Lu, przeczytanie tego wpisu było czystą przyjemnością : ) uwielbiam Cię za szczerość i podejście. Dużo zdrowia i jeszcze wiecej pozytywnej energii dla całej Waszej rodzinki. Nasza Aśka konczy za kilka dni rok i wszystko przebiegalo bardzo podobnie. Niestety zakonczenie karmienia piersią odbilo sie ponownym skokiem wagi u mnie, a u mlodej zęby idą i spac nie dają juz kolejny miesiąc, ale nie jest to przeciez nic niespodziewanego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heja Karola! Bardzo się cieszę i gratuluje już tak dużej córy, bo chyba nie miałam okazji :))) Życzę abyś mimo wszystko znalazła trochę czasu dla siebie aby zadbać o sylwetkę i dobre samopoczucie :) U nas póki co zęby bez większych jazd się ukazały, oby było tak dalej ;)

      Usuń
  12. Strasznie fajną młodą, mądrą matką jesteś aż żałuję że ja taką nie byłam... radość z nowej sytuacji jaką jest urodzenie dziecka zaczęłam czerpać dopiero jak skończyło rok czyli trochę później niż Ty, bardzo fajnie się Ciebie czyta, pierwszy raz tu jestem i choć temat mi daleki już bo mam już 13-latkę! zaryzykowałam i weszłam do Ciebie i się nie zawiodłam a nawet uśmiechnęłam przy czytaniu bo bardzo naturalnie, szczerze i bez zbędnych bufonów piszesz o sobie/Was :) będę tu zaglądać na pewno pzodrawiam ciepło Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje i cieszę się, że się nie zawiodłaś, bo pewnie trochę czasu poświęciłaś na przeczytanie tego tekstu heheszki? ;D Nie ma czego żałować, trzeba się skupić na tym co jest tu i teraz, a nigdy nie jest za późno na zmiany ;) Buziaki

      Usuń
  13. aaaa i przecudowna sesja z Córunią :) MOnika

    OdpowiedzUsuń
  14. Brawo Ty! :) gratulacje z bycia TAKĄ MAMĄ ;) mądrą, rozsądną i z poczuciem humoru i dystansem do świata i ludzi ;) podziwiam, przeżywam podobne stany i emocje, gdyż jestem mamą już prawie 8-miesięcznej Julci. Zatem motherpower górą !!!!! ;) Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale ta wasza mała jest fantastyczna:) klon tatusia heh.. fajnie,ze tak podchodzisz do macierzyństwa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy to mówią, a ja jak na nią patrzę to widzę siebie :D Dzięki!

      Usuń
  16. Trafia do mnie to,co piszesz, chciałabym kiedyś być taką mamą... naturalną i bez zadęcia. A zadatki mam na panikarę, niestety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, dzieki <3 Ale nie mysl sobie, ze i ja czasem nie panikuje ;) Dasz radę!

      Usuń
  17. Uwielbiam ten wpis tak, że hej :) Pierwszy raz Cię czytam, ale mega się cieszę, że przeczytałam to Twoje podsumowanie pierwszych przygód z macierzyństwem. Nie jestem jeszcze mamą, ale nastroiłaś mnie bardzo pozytywnie :) Normalnie aż mnie mrowi coś od środka tak fajnie się czytało i już się nie mogę doczekać na bycie mamą kiedyś w przyszłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Moje dzieci mają już 2,5 oraz 5 lat, ale ten post przypomniał mi wiele przyjemnych chwil :)

    Po urodzeniu Młodszego już w szpitalu zaczęłam do niego mówić (trudno takie monologi nazwać rozmową), a pozostałe dwie mamy patrzyły na mnie, jakbym się z choinki urwała. Ale ja się nimi w ogóle nie przejmowałam i gadałam dalej do Małego. Po dwóch dniach pozostałe matki trajkotały do swoich dzieci jak najęte! ;)

    Potwierdzam opinię, żę kciukossacze mają zdolności artystyczne! Młodszy wysmarował już wszystkie ściany, dziś porysował markerem moje nowe krzesło, a kredki trzyma lepiej niż jego 5-letni brat! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdjęcia z minkami obłędne :), fajny tekst.
    Co do karmienia piersią, to właściwie wszędzie gdzie trzeba. Było już na ślubach, weselach, koncertach, w sklepach i nawet na cmentarzu. Nigdy nie miałam nieprzyjemności a raczej ciekawskie spojrzenia z uśmiechem.
    Dobre rady od obcych odnośnie ubierania irytujące: o goła główka, gołe nóżki, bez bucików, na pewno mu zimno. Nie przegrzewam synka, nic na to nie poradzę, że każde spodenki się podwijają. Jeszcze nie chodzi, nie męczę więc go też bucikami, skoro jest jeszcze ciepło.
    Zazdroszczę ze spaniem. U mnie udało się do 6m, niestety teraz śpi z nami i nie ma opcji na razie na zmianę sytuacji.
    Pisz kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Uwielbiam Ciebie i Twoja rodzinke Lu! Jestescie wyjatkowi. Dlugo czekalam na ten wpis i jest dla mnie bardzo wazny. Dziekuje!!! Nadal jestes moja ulubiona blogerka. Pozdrawiam, Agnieszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jacie, to poważna deklaracja, nie wiem czy uda mi się udźwignąć ten medal ;D Ale postaram się, a Ty postaraj się częściej odzywać jak Ci idzie w nowej roli, bo pewnie się do niej szykujesz? :)Buźki!

      Usuń
    2. Hej kochana Lu! Jak to miło, że odpisałaś na każdy komentarz swoich drogich czytelników:) To się ceni:)
      A tak na poważnie, zainspirowałaś mnie swoim postem oraz tym jaką jesteś osobą do ciągłej walki o macierzyństwo. Niestety w naszym przypadku nie jest to takie proste. Ale nie poddajemy się!
      W pełni zasługujesz na złoty medal! Jesteś autentyczna i zwyczajnie wierzę w to co piszesz i pokazujesz na swoim blogu. W obecnym podkolorowanym i wyidealizowanym świecie to rzadkość. Zaglądam tu często, bardzo lubię też Twój/Wasz kolorowy Instagram. Aha, no i blender zamierzam kupić bo mam ogromnego smaka na wszystkie Twoje koktajle:P
      Pozdrawiam z pięknej Hagi, Agnieszka.

      Usuń
    3. Dziękuje <3 Cała przyjemność po mojej stronie, zwłaszcza takim czytelnikom :))) Pamiętaj tylko, że mój też jest podkoloryzowany i żebyś miała na uwadze, że nikt nie ma idealnego życia, nawet ja! Ale tak jak piszesz warto walczyć o swoje szczęście i mam nadzieję, że Ci się uda ;) Buźka!

      PS Hehe nic wielkiego te koktajle i nie wszystkie moje, bo przecież ja też szuka inspiracji to tu to tam, ale polecam gorąco :) Z rana nie ma nic lepszego jak pożądna porcja witamin :D

      Usuń
  21. Przebrnęłam przez całość :D Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim to znaleźć swoją własną drogę, bez względu co inni Ci gadają. Owszem, można posłuchać mądrych rad, ale wybrać te najlepsze, motanie się i brak własnego zdecydowania tylko pogłębia ten chaos. Fajnego masz bloga, poczytałam dużo, zwłaszcza o mieszkanku, świetne! I extra fotki na instagramie. Pozdrawiam, DecuPUG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękue i zapraszam częściej ;))) Jest dokładnie tak jak piszesz, trzeba słuchać tych wszystki rad, ale na koniec wybrać to co uważamy za najlepsze dla nas i naszego dziecka według nas samych :)

      Usuń
  22. Swietne te wasze focie :)) ta jak ziewacie mnie rozłożyła :) :) Zgadzam się z Tobą :) Dzieciątko Wasze cały tatus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, pstrykamy sobie co niedziela same :D A już dajcie spokój z tym tatusiem, ja tam widzę w niej siebie i całą swoją rodzine ;)))

      Usuń
  23. Uff, rozłożyłam sobie czytanie na 2, 3 dni i dałam radę ;D Długi, ale warto było :)

    Hahah, uwagi innych potrafią być dokuczliwe... Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś z synkiem wyszłam jedynie na pocztę i do osiedlowego sklepiku. W trakcie tego piętnastominutowego "spaceru" nasłuchałam się od 3 przypadkowych kobitek o braku skarpet i tym, że mojemu dziecku jest zimno, że zmarznie, że się rozchoruje. Tego było dla mnie za wiele! A jeszcze gorzej, gdy widząc tę bezczelną nagą stopę mojego syna, wyciągały ręce i obmacywały nogi mojego dziecka, by potem z tryumfalnym: "Zimne!" rzucić mi wyzwanie. No szlag! Po pierwsze: ja znam lepiej swoje dziecko, bo ja jestem jego matką. One są obce. Po drugie, nie mają żadnego prawa dotykać mojego dziecka!

    "Nie wiem, ale ja jakoś tego nie odbieram jak narzekanie, ale mówienie na głos o tym jak jest na prawdę." - o tak! Wydaje mi się, że to jest odpowiedź na falę lukru, która wcześniej zalewała rzeczywistość kobiety ;) Miało być tylko różowo, nie mogło inaczej. To się baby wreszcie zbuntowały i zaczęły mówić głośno o tym, jak bywa ciężko. Ważne, by nie zapomnieć przy tym o tych dobrych stronach, które też przecież są - co sama zauważyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, sama ten tekst pisałam kilka dni, jak nie tyogdni haha :D

      O tak, dotykanie też jest standardem :P I chociaż nie mam nic do tego i nie boje się jakiś chorób czy zarazków to jest to co najmniej dziwne. Tak jak dotykanie brzucha ciężarnej :D

      Może tak być, chociaż z tym lukrem to też dużo prawdy jest. Bo ja odkąd mam Romcie, różowy stał się moim drugim ulubionym kolorem haha:D

      Usuń
    2. Heheh, mam tak samo :P zarzekałam się, że nigdy różu dla mojej córki, a gdy już miała pojawić się na świecie i spojrzałam na jej wyprawkę... Ups! :P

      Usuń
  24. Cześć Lu! Odzywa się najgorszy typ czytelnika ;) Taki, co podczytuje, podgląda, podziwia, inspiruje się... i milczy! No, chyba że ma interes, to się zmobilizuje ;) I ja właśnie mam :D
    Ku naszemu zaskoczeniu i radości, po 4 latach bezowocnych starań, zostaniemy w styczniu rodzicami. Przychodzę zapytać o rozmiarówkę DPAM, a konkretnie o body kopertowe. Czy te na 1 miesiąc / 53 cm wypadają jak nasze standardowe 56 cm? Czy jednak mniejsze? Przyszła babcia dała kasę na ciuszki i usiłuję ją dobrze wydać :)
    Pozdrawiam i gratuluję świetnego bloga i jeszcze bardziej stworzenia przez Waszą trójkę wspaniałej rodzinki.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, spoko loko, znam to z autopsji ;D Tak, raczej rozmiarówka DPAM jest nieco zaniżona lub zawyżona, zalezy jak kto patrzy :P Chodzi mi o to, że np. kupiłam teraz kombinezon na 80 cm, a innych marek (np. smyk) taki sam kombinezon będzie miał napisane 86 cm. Ale wiesz, że te body są dość szczuplutkie. Jesli chcesz zeby starczyly na dluzej to smialo bierz te wieksze, nie sa to az takie duze roznice i na pewno nie beda wisiec :) Chyba, ze jakis szczupaczek Ci sie trafi, Romcia urodzila sie tlusciutka i okraglutka jak Sumo :D Buziaki, dziękuje i wal śmiało jak coś! Powodzenia! Jest to do ogarnięcia :D Na początek dużo tego potrzeba bo ciągle się coś gdzieś ulewa i obsrywa i ciężko nadązyć, ale potem co raz mniej i mniej, bo wiesz już co i jak, pierzesz częściej, dostajesz od groma, ogarniasz lumpy i zakupy ;) Dziecko też szybko wyrasta z kolejnych rozmiarów, więc nie szalej, zostaw trochę tej kasy na wyprzedaże zimowe, ja się na nich opór obkupiłam :D

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za odpowiedź :) Pozdrawiam, Ola

      Usuń
  25. 2 tygodnie temu urodziłam Matyldę i czytałam ten post na raty. Dzięki niemu macierzyństwo i wszystkie wyzwania mi niestraszne ;) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i życzę wszystkiego co najlepsze na początku tej fascynującej ścieżki :D <3

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...